Starość nie taka straszna jak ją malują

Patrząc na obecny świat telewizji czy mediów społecznościowych, wydaje się że nie ma w nim miejsca na starość – nie ma miejsca na siwe włosy, na zmarszczki. Mówi się o tzw. kulcie młodości, czasem nawet o syndromie Doriana Gray’a, który opisuje przypadki, gdy ludzie – podobnie jak bohater książki Oscara Wilde’a, są przerażeni wizją starości i na różne sposoby starają się zatrzymać czas i oszukać metrykę, nie biorąc pod uwagę tego, że każdy etap w życiu człowieka jest ważny i potrzebny. A warto podkreślić, że okres starości może trwać nawet 20-30 lat – to duża część naszego życia, dlatego powinniśmy zadbać o to, żeby dobrze się do tego czasu przygotować i zaakceptować go jeszcze zanim nadejdzie.

Jest wiele rodzajów wychowania, o których słyszał każdy – fizyczne, moralno- społeczne, do życia w rodzinie itp. Ale jak wielu z nas słyszało o wychowaniu do starości? Według Aleksandra Kamińskiego, wychowanie do starości polega na pomaganiu ludziom w nabywaniu zainteresowań, umiejętności i przyzwyczajeń, które uskuteczniają ich efektywne wejście w okres starości i emerytury. Pierwszym i najważniejszym elementem przygotowania się do tego okresu jest zgoda na własną starość, a dopiero potem praca nad sobą.

Jedną z podstawowych zmian życiowych okresu starości jest emerytura. Bo choć często słyszymy albo mówimy – „Na emeryturze wreszcie sobie odpocznę”, to jednak, gdy następuje wreszcie ten moment okazuje się, że człowiek potrzebuje pracy. Jeśli nie ma możliwości pracy w swoim zawodzie, warto pomyśleć o zawodzie zastępczym, może bardziej dostosowanym do naszych sił i możliwości. Innym rozwiązaniem są prace amatorskie, jak choćby uprawa własnego ogródka. Za pracę można także uznać różne rodzaje pomocy sąsiedzkiej lub rodzinnej, np. opiekowanie się wnukami. Aby dobrze przygotować się do czasu emerytury, należy już w okresie dorosłości pomyśleć, jak wyobrażamy sobie naszą główną aktywność, żeby potem nie przeżyć szoku, że mamy serdecznie dość odpoczynku i brakuje nam w życiu jakiegoś celu.

Drugą formą aktywności w życiu seniorów są wszelkie czynności wykonywane w czasie wolnym – często właśnie w okresie starości wreszcie mamy szansę robić to na co do tej pory brakowało czasu – czytanie książek, prace manualne, podróże, chodzenie do kina albo na różne warsztaty, pozwalające na naukę nowych umiejętności. Tego aspektu przygotowania do starości powinniśmy się uczyć od najmłodszych lat – dzieciństwo to ważny etap, w którym uczymy się znajdować sobie nowe zajęcia i dowiadujemy się co sprawia nam radość, czym się interesujemy i czym zabijamy nudę. To też czas, w którym uczymy się nawyku aktywności fizycznej, która jest jednym z kluczowych elementów zapewniających dobre zdrowie – Światowa Organizacja Zdrowia zaleca seniorom 30 minut aktywności fizycznej 5 razy w tygodniu. A jeśli jako dzieci nie nauczymy się systematycznej aktywności, to ciężko oczekiwać, że na starość ćwiczenia będą nam przychodziły bez trudu. Podobnie jest z zainteresowaniem kulturą czy nauką – jeśli w dzieciństwie pokazano nam, że można spędzić świetny czas w teatrze lub bibliotece, to szanse że jako seniorzy w wolnym czasie będziemy wybierać takie miejsca zamiast kanapy i telewizora są zdecydowanie większe.

Wychowanie do starości to jednak nie tylko przygotowywanie się do własnej starości. To także konfrontacja ze stereotypami. Starość w większości ludziom młodszym kojarzy się przede wszystkim ze zniedołężnieniem i chorobą, a osoby starsze traktuje się jako niesamodzielne, nierozumiejące młodych i dzisiejszego świata. Dlatego ważnym celem wychowania do starości jest znalezienie odpowiedniego miejsca dla ludzi starszych w społeczeństwie i pokazanie młodym, że życie seniorów nie składa się jedynie z telewizji, krzyżówek czy wizyt lekarskich.

Jeśli w młodości nauczymy się, że bycie seniorem nie musi tylko ograniczać, a wręcz przeciwnie – daje też wiele możliwości, to może jako dorośli przestaniemy przekonywać sami siebie, że starość nas nie dosięgnie i nie będziemy na siłę walczyć z przemijającym czasem. Bo gdy zaprzestaniemy tej walki, naprawdę odetchniemy z ulgą! A przygotowując się zawczasu na to, jak chcemy żeby wyglądała nasza emerytura, będzie nam łatwiej się do niej przyzwyczaić, gdy rzeczywiście nadejdzie.

Bibliografia:

·         Dzięgielewska, M. (2009). Edukacja jako sposób przygotowania do starości. Chowanna, (33 (2)), 49-62.

·         Maćkowicz, J. (2010). O wychowaniu do starości.

·         Wierzańska, M., Garbarz, M. (2011). Wychowanie do starości jako element edukacji permanentnej. Zamojskie Studia i Materiały–Seria Pedagogika, (13), 77-85.

Małgorzata Misiak – studentka psychologii 

Dysleksja – czy znamy ten problem?

                                               


Dysleksja jest dość popularnym tematem w obszarze nauki i trudności rodzicielskich.. Próbę definiowania pojęcia i etiologii zaburzenia podjęli badacze z wielu dziedzin nauki – psychologii, logopedii, neurologii, pedagogiki czy medycyny.  Mimo tych wielu działań dotychczas nie udało się uzyskać spójnej definicji.  Stąd też, być może tworzy się chaos odnośnie tego zagadnienia w szczególności na płaszczyźnie jaką jest Internet. Na przestrzeni lat dostrzec można wzrost świadomości ludzi w tym zakresie. W społeczeństwie istnieje jednak wiele błędnych stereotypów odnośnie dysleksji. Piętnują to niejednokrotnie wpisy w popularnych portalach czy czasopismach negując prawdziwość i istotę zaburzenia jakim jest dysleksja. W Internecie można nawet znaleźć rady jak zostać „królem dysleksji”. Zarzuty idą również w stronę nieprawdziwych i zmyślonych diagnoz stawiając specjalistów w złym świetle. Niestety przywilej otrzymywania opinii o dysleksji jest nadużywany dość często, ponieważ istnieje przekonanie, że stanowi on furtkę do zwolnień z obowiązków szkolnych i otrzymywanie przysługujących wówczas praw. Opinia o dysleksji  jest pierwszym etapem drogi do pokonania trudności specyficznych zaburzeń, wówczas pojawia się obowiązek większej pracy i niedopuszczenia do pogłębiania się problemu. Jeżeli na początkowym etapie nauki szkolnej problem będzie zbagatelizowany tym trudniej będzie funkcjonować dziecku  w późniejszych etapach rozwojowych.

Dysleksja rozwojowa w Polsce najczęściej określana jest „specyficznymi trudnościami w uczeniu się”. Najogólniej rzecz ujmując, jej przyczynami są różnego rodzaju nieprawidłowości w zakresie tempa, dynamiki, rytmu rozwoju poszczególnych funkcji poznawczych, które są podstawą procesu nauki czytania i pisania. Dlatego też o dysleksji mówi się jako o zaburzeniach komunikacji językowej. Jako, że jest to zaburzenie rozwojowe objawy mogą pojawiać się na każdym etapie nauki dziecka. Jednak najczęściej jest to wiek rozpoczęcia nauki w przedszkolu czy szkole. W tym okresie można mówić o ryzyku dysleksji czyli prawdopodobieństwie, że zaburzenie to rozwinie się w przyszłości. Za przyczynę dysleksji uważa się czynniki np. genetyczne, hormonalne czy neurobiologiczne. Warto zaznaczyć, że nie udowodniono związku między dysleksją a inteligencją. Niestety dzieci spotykają się z wyśmiewaniem ze strony rówieśników zarzucając im bycie „głupszym”. Co może negatywnie wpłynąć na dziecko. Bardzo ważną rolę odgrywają nie tylko nauczyciele, ale i rodzice. Brak zaangażowania i wsparcia rodzica, pomimo pracy specjalisty może nie przynosić oczekiwanych efektów.

To ważne, aby dziecko chciało dzielić się z rodzicem przeżywanymi emocjami, zarówno tymi przyjemnymi jak i trudnymi. Ze strony rodzica ważne jest dbanie o dobre relacje z dzieckiem, ale również wspieranie w budowaniu relacji z rówieśnikami i nauczycielem. Dziecko w całym tym procesie nauki powinno czuć się akceptowane i wspierane. Liczne porażki przyczyniają się do obniżenia motywacji ze strony dziecka.  Pomocne jest znalezienie mocnych stron, które będą podkreślane w sytuacjach obniżenia nastroju czy braku motywacji do działania. Sprzyjające również jest stwarzanie sytuacji, w których dziecko może odnieść sukces – pozwolenie na przeżywanie tego pozytywnego odczucia wpływa motywująco. Należy pamiętać, aby zabawy, zadania były dostosowane trudnością i nie nudziły ani też nie zniechęcały wysokim poziomem trudności zadania.  

Jako, że dysleksja może objawiać się w wielu sferach funkcjonowania dziecka należy skontrolować je ze specjalistą oraz poddać diagnozie. Odpowiednia terapia czy zajęcia uzupełniane pracą w domu mogą pozwolić ograniczyć trudności o charakterze dysleksji. Jeżeli skutki będą przejawiać się w sferze emocjonalnej dziecka, lęku, niskiej samoocenie, stresu warto zwrócić się o pomoc psychoterapeutyczną. 

Karolina Celek

Ciemna strona zdalnego nauczania – konsekwencje z perspektywy psychologicznej

Tegoroczna pandemia wiele zmieniła w naszym codziennym funkcjonowaniu. Niestety, większość zmian jest dla nas niekorzystnych. Szkody poniosły nie tylko osoby prowadzące własną działalność gospodarczą, gastronomie, lokalne przedsiębiorstwa ale tak naprawdę każdy z nas. Część osób, którym udało się utrzymać swoje służbowe posady, swoją pracę zaczęła wykonywać zdalnie. To sam spotkało tysiące uczniów oraz studentów w różnym wieku – oni również proces kształcenia musieli kontynuować przy pomocy mediów elektronicznych. Zdalne uczenie ma zarówno swoje plusy, jak i minusy. 

Brak dostępu do Internetu oraz sprawnego sprzętu może powodować wystąpienie u dzieci obniżenia poczucia wartości. Dzieci z takimi problemami nie tylko czują się gorsze z powodu braku podstawowych, jak na ten moment narzędzi do nauki, ale również mają nierówne szanse w porównaniu do uczniów, którzy mają bezproblemowy i ciągły dostęp do urządzeń komputerowych. Różnice pomiędzy uczniami „lepszymi” a „słabszymi” mogą zatem się pogłębiać.  Problem ten może dotyczyć również rodziców, którzy mogą odczuwać obniżenie nastroju z powodu niemożliwości zapewnienia dzieciom odpowiednich i komfortowych warunków do edukacji szczególnie w sytuacji, gdy w gospodarstwie domowym jest jeden komputer, a potrzebujących wielu.

Podczas edukacji zdalnej trudno mówić o jednostkowym, indywidualnym podejściu do osoby. Uczniowie, którzy mają niższe kompetencje nie otrzymują wymaganego dla nich większego wsparcia. Jak bowiem bez niepotrzebnego stygmatowania słabszych uczniów zlecić zadanie grupie i zająć się potrzebami takiego ucznia? Konsekwencją tego procesu jest obniżona efektywność i zaburzony proces uczenia się. 

W najkorzystniejszej sytuacji dotyczącej zdalnego uczenia się znajdują się dzieci, których rodziny charakteryzują się silnymi więzami wewnątrzrodzinnymi podmiotowo traktujących swoich członków. W takiej rodzinie rodzice pełnią rolę nauczycieli, postrzegani są przez dzieci jako doradcy, przewodnicy, a to w dużym stopniu ułatwia takiej rodzinie funkcjonowanie w procesie zdalnego nauczania. Uczniowie ci mają większe wsparcie ze strony rodziców, co ułatwia im wykonywanie określonych zadań. Są skoncentrowani na nauce i rozwiązywaniu problemów. Takie zjawisko oczywiście ma swoje pozytywne strony, jednak pogłębia różnice między uczniami, którzy takiej pomocy nie otrzymują. 

Proces uczenia się dzieci i młodzieży utrudnia również brak odpowiednich kompetencji cyfrowych swoich nauczycieli i wykładowców. Przez brak wiedzy i doświadczenia nauczycieli dotyczącego efektywnego nauczania zdalnego oraz problemów występujących na drodze umiejętności korzystania ze sprzętu elektronicznego powoduje, że uczniowie nie nabywają wiedzy tak szybko i rzetelnie jak mogłoby odbywać się to w procesie nauczania stacjonarnego. Niestety, często to uczniowie mogliby być przewodnikami po świecie technologii i zasobów cyfrowych dla swoich nauczycieli.  System szkolnictwa nie był przygotowany na taką zmianę a nauczycieli nie zostali odpowiednio do tego przygotowani i wyposażeni w odpowiednie materiały i narzędzia np. platformy do prowadzenia zajęć na żywo. Nauczanie zdalne pokazało, jak archaiczne są metody nauczania niektórych nauczycieli i jak wielki jest ich opór przed dokonaniem zmian.

Szkoła nie tylko uczy podstawowej wiedzy teoretycznej, ale również kształtuje w uczniach sposoby postępowania. Pokazuje, co jest poprawne i pożądane przez społeczeństwo oraz jak zachowywać się w określonych sytuacjach. Wiele elementów zachowania oraz postaw uczniowie uczą się poprzez modelowanie i naśladowanie swoich nauczycieli. Brak kontaktu twarzą w twarz ogranicza im tą formę uczenia się nawyków, przekonań oraz postaw. Dla dziecka, które w domu ma jedynie negatywne wzorce zachowań, obserwacja nauczyciela, który jest dla niego wzorem może pozytywnie kształtować jego osobowość i przyczynić się do trwałych, pozytywnych zmian w jego postępowaniu. 

Oprócz strat w procesie edukacyjnym i rozwojowym wyróżnić należy również straty w sferze społecznej. Uczniowie w obliczu nauczania zdalnego nie utrzymują bezpośrednich  kontaktów z rówieśnikami. Może to powodować nieprawidłowości w przyszłym funkcjonowaniu społecznym oraz być przyczyną pojawienia się u dzieci lęków podczas bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi. Dzieciom brakuje wspólnego przeżywania radości i porażek, spotykania się na przerwach, a nawet dotyku (witania się, poklepywania, trzymania się za ręce, dokuczania sobie), który stanowi ważny element rozwoju psychomotorycznego. Pamiętajmy, że rozwijamy się w relacjach z drugim człowiekiem. Relacja to miejsce wymiany emocji, rozumienia swoich potrzeb i odpowiadania na komunikaty, które wysyłają nam inni. Nauczanie zdalne znacznie zubaża ten proces rozwojowy.

Kolejnymi negatywną konsekwencją spowodowaną izolacją dzieci jest uniemożliwienie im bezpośredniego dostępu do psychologa szkolnego. Niestety nawet, jeżeli te spotkania mogą odbywać się w formie on-line, to nie zawsze dziecko ma możliwość i przestrzeń, aby mogło poczuć się na tyle bezpiecznie i porozmawiać szczerze z psychologiem o trudnościach jakie doświadcza. Kolejną negatywną konsekwencją jest zwiększone ryzyko pogłębiania się uzależnienia uczniów od Internetu i urządzeń cyfrowych.  

    Oczywiście oprócz strat zdalnego nauczania istnieją również zyski. Podczas izolacji członkowie rodzin mają więcej czasu dla siebie, mogą się lepiej poznać i zadbać o wzajemne potrzeby. Plusem edukacji domowej jest również to, że rodzic ma możliwość dostosowania trybu oraz programów nauczania do potrzeb i możliwości swojego dziecka. Może więcej czasu poświęcić na bieżące materiały, które jego dziecko musi przyswoić. Wspólna nauka wpływa w dużym stopniu na kształtowanie więzi z dzieckiem. 

Daria Witoń

Dziecko i psycholog. Praktyczne wskazówki dla rodziców

Wiele rodziców dostaje „złote rady” od bliskich znajomych bądź szkolnych wychowawców, by koniecznie skonsultowali się w sprawie swojej pociechy z psychologiem. Kiedy taka konsultacja jest naprawdę potrzebna? Jakie sygnały, świadczą o tym, że dziecko potrzebuje kontaktu ze specjalistą?  

Sygnały, że dziecko potrzebuje pomocy psychologicznej: 

  • Kłopoty zdrowotne, których lekarz nie potrafi wyjaśnić (tajemnicze alergie, bóle brzucha, bóle głowy…) 
  • Dziecko powtarza czynności, które są dla otoczenia niezrozumiałe a wykonanie ich przynosi mu ulgę (ułożenie przedmiotów w określony sposób, siadanie na krześle przed wyjściem, kilkakrotne korzystanie z toalety przed spaniem itd.). Dziecko tłumaczy, że musi wykonać czynność, bo w przeciwnym razie stanie się coś złego. 
  • Dziecko ma ślady samookaleczeń (cięcie skóry, opuchlizna po nakłuwaniu igłą lub innymi ostrymi przedmiotami). 
  • Dziecko denerwuje się przed pójściem do szkoły, często kontaktuje się w szkole z rodzicami. Unika lekcji. 
  • Dziecko okłamuje rodziców. 
  • Nagle pogorszyły się oceny dziecka, nawet jeśli podejrzewamy „lenistwo”. 
  • Dziecko było sprawcą przemocy rówieśniczej (uderzyło, pobiło, upokorzyło inną osobę, obraziło w internecie) 
  • Dziecko powtarza, że jest do niczego, ma niską samoocenę, nie lubi siebie, nie akceptuje swojego wyglądu. Mówi, że życie jest bez sensu. 
  • Dziecko chudnie, nie dojada, chowa jedzenie, ma napady głodu, często korzysta z toalety. 
  • Dziecko nadmiernie korzysta z internetu/ gier komputerowych/ telewizji itp. Zaniedbuje kontakty z rówieśnikami, jest drażliwe. 
  • Dziecko nie radzi sobie z emocjami, ma wybuchy złości i agresji. 
  • Dziecko odczuwa nadmierny lęk np. ciemności, przechodzenia przez ulicę, samotności w domu, wystąpień publicznych. 
  • Zachowanie dziecka radykalnie się zmieniło. 

W jakich sytuacjach zgłaszać się po pomoc? 

  • Rodzice niepokoją się zachowaniem i emocjami dziecka. 
  • Rodzice planują rozstanie/ rozwód/ separację. 
  • Szkoła zgłasza problemy z dzieckiem. 
  • Dziecko nie chce korzystać z pomocy psychologiczno-pedagogicznej w szkole. 
  • Rodzice mają trudności wychowawcze – nie wiedzą, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach. 
  • Szkoła sugeruje badanie psychologiczne. 
  • Rodzice kłócą się, mają trudności w relacji. 

Praktyczne informacje: 

  • Spotkanie z psychologiem trwa 50 min do godziny. 
  • Na pierwszą konsultację przychodzą sami rodzice – bez dziecka. Podczas tego spotkania rodzice mówią o trudnościach w relacji z dzieckiem, co może zostać przez nie odebrane jako skarga albo narzekanie i obniżać jego samoocenę oraz dodatkowo pogorszyć relacje z rodzicami (jeśli dziecko byłoby obecne podczas rozmowy). 
  • Warto przynieść ze sobą informacje na temat dziecka ze spotkań z innymi specjalistami: opinie psychologiczne, opinie lekarskie, informacje o ocenach, notatki ze szkoły. 
  • Psycholog podczas rozmowy z rodzicem zadaje dużo szczegółowych pytań dotyczących rodziny. Warto być na nie otwartym. 
  • Często podczas spotkań z dzieckiem, psycholog proponuje zabawę. Dzięki temu nawiązuje kontakt z dzieckiem i ma okazję do obserwowania jego zachowania. 
  • Specjalista pomoże znaleźć najlepsze rozwiązania dla dziecka. Poda wskazówki, które warto stosować. 
  • W trakcie wizyty ustala się dalsze kroki – cel kolejnych spotkań, ich ilość oraz zakres pracy. 
  • Po wizycie u psychologa z dzieckiem, warto porozmawiać z nim o jego odczuciach i wrażeniach oraz zachęcić do wspólnej pracy. 
  • Psycholog jest zobowiązany tajemnicą zawodową! 

Sprawdź naszych psychologów w Mielcu, którzy mogą zaoferować pomoc Twojemu dziecku: https://pprelacja.pl/psycholog-mielec/.

*  Pamiętaj, że przedstawione w zachowania i objawy nie są wystarczające, by postawić diagnozę zaburzeń psychicznych. Wymagają one jednak uważności i czujności rodzica – najlepiej skonsultować je z psychologiem, a w niektórych przypadkach z lekarzem psychiatrą. 

**  Rodzicu, pamiętaj! W każdej sprawie, która Cię niepokoi możesz zwrócić się o pomoc psychologiczną! Zwykle nie zwlekasz, jeśli masz umówić dziecko do pediatry. Bądź dobrym rodzicem i pomóż dziecku rozwiązać jego trudności – zgłoś się na konsultację do psychologa.  

To Ty jesteś najbardziej właściwą osobą do udzielania pomocy swojemu dziecku! Jeśli nie jesteś pewien, w jaki sposób jej udzielić skonsultuj się ze specjalistą bez obecności swojej pociechy. 

Wystarczająco dobry tata

Dziś dzień ojca. Co będzie najlepszym prezentem dla taty? Pomysłów na prezent jest bardzo dużo. Oprócz prezentów i życzeń warto podarować swoim ojcom obecność. Wysłuchać, porozmawiać, wybaczyć. Relacje z ojcami, tak samo jak z matkami bywają trudne i skomplikowane. Nie jeden z nas usłyszał od swoich bliskich zdanie “jesteś taki, jak ojciec” i jakoś nikt nie ma wątpliwości, że to nie był komplement. Dlatego zachęcam, by tego dnia sprawdzić, co dobrego wydarzyło się w naszych relacjach z ojcami, nawet jeśli przeważają te doświadczenia, których nie chcielibyśmy pamiętać, to może właśnie one sprawiają, że wiemy, jakich błędów nie powtarzać, albo nauczyły nas one na przykład wytrwałości i cierpliwości. 

Trudne relacje z ojcami mogą wynikać z popularnego sformułowania o kryzysie męskości. To modna teza, w której łatwo zamknąć wszystko, co nie pasuje nam w relacji z mężczyznami. Niemniej jednak, prawdą jest, że rola mężczyzny i kobiety w rodzinie zmieniała się przez ostatnie dekady. Kobiety zyskały więcej niezależności, szybciej po urodzeniu dziecka wracają do pracy. Mężczyźni nie są już jedynymi żywicielami rodziny. Kobiety są też bardziej świadome potrzeby swojego rozwoju, kształcą się, rozwijają w wielu kierunkach i spędzają więcej czasu poza domem. Mężczyźni już nie muszą walczyć na wojnach i w powstaniach, znacznie mniej udzielają się społecznie niż kiedyś. Z jednej strony wciąż bardzo dużo pracują, z drugiej większość prac domowych wykonują kobiety. Jednak zajmowanie się dziećmi wciąż wielu ojców uważa za niemęskie. To ogromne nieporozumienie. Ojcowie przekazują swoim dzieciom wartości, szczególnie te dotyczące roli mężczyzny w związku i rodzinie. Ojciec zachęca do pokonywania trudności, dodaje odwagi. Dobrym przykładem różnic między zadaniami rodziców jest sytuacja, gdy dziecko uczy się chodzić i upada. Mama w tej sytuacji powie: ojej, nic się nie stało, mama pocałuje, zakleimy plasterek; a ojciec doda siły: dasz radę, odwagi, jestem tuż obok! Oczywiście obydwoje rodziców ma wspierać swoje dziecko, naturalne jest jednak, że będzie to robić trochę inaczej, bo przecież od narodzin dziecka te dwie role, mamy i taty, różnią się od siebie. Dziecko powinno widzieć, że tata jest mamie potrzebny, że ją uszczęśliwia jako mąż czy partner. W ten sposób dziecko uczy się, jak budować bezpieczne relacje damsko-męskie.  

Dzieci, które wychowywały się w rodzinie bez ojców też mają szansę na szczęśliwe życie. To zależy od wielu czynników.  Ważne jest to, z jakiego powodu nie ma w domu taty. Czy kiedykolwiek był? Czy zrezygnował z relacji z matką czy z całą rodziną albo po prostu umarł? To pytania, które najczęściej zadajemy, gdy do gabinetu przychodzi samotna matka. Dodam, że kobiety w ogóle częściej przychodzą w sprawie swoich dzieci na konsultacje i warsztaty dla rodziców niż ojcowie. Mam wrażenie, że bardzo powoli to się zmienia, ale za wcześnie na optymistyczne wnioski. Dzieci wychowywane przez samotne mamy mają szansę na szczęście, tak samo, jak dzieci wychowane w pełnych rodzinach. Wyobraźmy sobie, że dzieci są jak walizki, w które my dorośli wkładamy pewne umiejętności i doświadczenia. W przyszłości, w swoim dorosłym życiu, będą po nie do walizki sięgać. To od nas zależy, co my do tej walizki włożymy, czego nauczymy dziecko i czym obdarzymy. Samotna mama też może dziecku bardzo dużo tego dobrego wyposażenia na przyszłość dać. 

Dlaczego mężczyźni rzadziej zwracają się o pomoc psychologiczną dla siebie i swoich dzieci? Najczęściej po prostu uważają, że nie jest im potrzebna. Uznają pomoc psychologiczną za przejaw słabości, której mężczyźnie nie przystoi. Tymczasem przyznanie się do trudności i proszenie o pomoc to akt odwagi i świadomości siebie. Bardzo wielu ojców nie uczestniczy też aktywnie w wychowaniu swoich dzieci. Często nie wiedzą, z czym, z jakimi problemami mierzą się ich pociechy. Spora grupa mężczyzn bardzo koncentruje się na pracy i uważa, że wychowanie dziecka to nie męska rzecz. Panuje też takie przekonanie, że skoro problemów nie widać, to ich nie ma. To bardzo krzywdzące postrzeganie życia rodzinnego, bo bardzo wiele matek w gabinecie psychologa skarży się, że ojcowie nie pomagają w odrabianiu lekcji, nie chodzą na wywiadówki, czasem nawet nie wiedzą, do której klasy chodzą dzieci. Gdy zwracają im na to uwagę, wolą schować się w warsztacie albo pójść na piwo niż porozmawiać o potrzebach swoich bliskich. To unikający sposób radzenia sobie ze stresem, potocznie zwany po prostu ucieczką od problemów. Właśnie to może być przejawem kryzysu męskości. 

Nie powinno nikogo zaskoczyć, że bycie dobrym tatą polega przede wszystkim na tworzeniu bezpiecznej i zdrowej relacji ze swoimi dziećmi. Czyli na obecności polegającej na słuchaniu potrzeb swoich dzieci, towarzyszeniu im w codziennym życiu oraz pomaganiu w radzeniu sobie z emocjami. To również dbanie o siebie i higienę życia psychicznego. Tata może mieć przecież zainteresowania i pasje, warto, żeby dzielił się nimi z dziećmi, nie żałował czasu dla nich. Bycie ojcem i uczestniczenie w domowych obowiązkach to zadanie dla prawdziwych mężczyzn, bo często wymaga siły, zdecydowania, czasem rezygnacji ze swoich pragnień. Zachęcam mężczyzn, by nie obawiali się też emocji związanych z ojcostwem: wzruszeń, lęków, obaw, smutku, bezradności. To prawda, że chłopaki nie płaczą. Płaczą prawdziwi mężczyźni, którzy nie wstydzą się łez, bo one są dowodem na to, że umiemy radzić sobie z trudnymi emocjami. Właśnie tego uczy swoje dzieci wystarczająco dobry tata. 

Karmienie spełniające potrzeby

Od pierwszych dni życia karmienie jest niezwykle ważną czynnością zarówno w wymiarze fizjologicznym – zaspokajanie potrzeby głodu, jak i relacyjnym. Bez względu na decyzję mamy odnośnie sposobu karmienia oraz rodzaju podawanego mleka to właśnie podczas karmienia realizowanych jest wiele ważnych potrzeb z zakresu poczucia bezpieczeństwa, bliskości, kontaktu fizycznego i emocjonalnego. Dziecko poznaje mamę, ale też i siebie samego, swoje możliwości i potrzeby. Stopniowo uczy się chociażby tego czym w ogóle jest głód, w jaki sposób go zaspokajać i jak ono samo może komunikować opiekunowi, że to już ten czas. Obok umiejętności komunikacyjnych obserwujemy początki rozwoju poczucia sprawstwa i budowanie poczucia własnej wartości poprzez odczuwanie „bycia ważnym” w relacji z drugim człowiekiem. Poprzez ssanie i odczuwaną podczas karmienia bliskość, ciepło, dotyk, dziecko uczy się też regulacji własnych emocji. Mama lub inny opiekun pomaga mu poczuć się dobrze, dzięki czemu niemowlę poznaje różnice pomiędzy stanami napięcia i relaksu.  I choć jeszcze nie jest w stanie tego zrozumieć kształtują się pierwsze pozytywne doświadczenia związane z poczuciem komfortu, bezpieczeństwa, spokoju, harmonii. Wszystko to dzieje się w niezwykle naturalny sposób. Naturalny, choć nie koniecznie łatwy, a przynajmniej nie od razu. Bo karmienie tak jak i inne podstawowe czynności związane z życiem istoty ludzkiej, choć wdrukowane w naszą fizjologię, są często wyzwaniem na początku rodzicielskiej drogi. Mama i dziecko muszą się tego procesu po prostu nauczyć, a na to potrzebny jest czas. Będą go potrzebowały dzieci – by nauczyć się poprawnego ssania, znaleźć wspólnie z mamą odpowiednią pozycje czy poczuć się z nowym świecie na tyle bezpiecznym, by ssanie mogło być zastąpione innymi czynnościami. Czas będzie czasami bardziej potrzebnie mamie – by przywyknąć do nocnego wstawania, zaakceptować na jakiś czas nierozłączność z małym ssakiem, bo życie maluszka i świeżych rodziców to szereg wyzwań i codzienna nauka.

Teraz kilka słów o potrzebach. Mamy je wszyscy. Ci najmłodsi i ci najstarsi. Często są do siebie bardzo podobne, a niektórzy psycholodzy uważają nawet, że takie same – różniące się bardziej sposobem w jakie je zaspokajamy. Mówiąc o noworodkach często używam takiego sformułowania – to taki człowiek, który niemal w 100% składa się z potrzeb. W dodatku te potrzeby w większości muszą być zaspokajane przez osobę dorosłą. Nawet przy zaspokojeniu tak podstawowej potrzeby jak sen, większość noworodków potrzebuje wsparcia w postaci zapewnienia poczucia komfortu i bezpieczeństwa – poprzez utulenie, nakarmienie ciepłym mlekiem itp. Niemowlę stopniowo nabywa nowych umiejętności motorycznych, poznawczych, komunikacyjnych, które umożliwiają mu zdobywanie pierwszych stopni autonomii, która z kolei staje się kolejną fundamentalną potrzebą obecną już w naszym życiu praktycznie do końca. Nie mam wątpliwości, że potrzeby w życiu każdego człowieka są ważne. Niezaspokajane prowadzą do frustracji, napięcia, rozdrażnienia, a nawet zobojętnienia czy apatii. Dlatego naszym obowiązkiem jako rodziców jest początkowo zaspokajanie potrzeb naszych maluszków oraz stopniowe wdrażanie ich do coraz bardziej autonomicznego i samodzielnego ich realizowania. Ważne, by podkreślić tutaj, że zaspokajanie potrzeb dziecka nie jest tożsame z realizacją wszystkich jego pragnień i oczekiwań. Potrzeby nie zawsze są jasne i oczywiste do identyfikacji. Niemowlak, który wyciąga rękę po telefon mamy i domaga się krzykiem, żeby pokazać mu ekran najprawdopodobniej oczekuje tego, żeby mama „wykonała polecenie” – dała/pokazała mu ten arcyciekawy przedmiot. Tylko czy on naprawdę potrzebuje telefonu w tym momencie swojego życia? Do rozwoju? Jakiejś bardzo ważnej stymulacji? Myśląc bardziej w kategorii potrzeb, nie oczekiwań, możemy spekulować, że maluchem kieruje albo (1) potrzeba „uwagi” od mamy (potrzeba „bycia ważnym” w relacji z mamą, potrzeba kontaktu, potrzeba przynależności) albo (2) rzeczywiście nudzi się i potrzebuje zmiany stymulacji (potrzeba rozwoju). Za każdym zachowaniem zawsze stoi jakaś potrzeba. To one motywują nas do działania. Patrząc na zachowania dziecka z perspektywy potrzeb, nie oczekiwań, łatwiej je zrozumieć, zaakceptować i podjąć odpowiednią strategie działania.

Wracając do tematu przewodniego – jak więc karmić, by spełniać potrzeby?

  • Czas dla was, taki bez oczekiwań.

W trakcie karmienia piersią czy butelką oprócz samego jedzenia realizowanych jest wiele innych fundamentalnych dla rozwoju dziecka potrzeb. Jeszcze przed rozpoczęciem przygody z karmieniem niemowlęcia poza wiedzą techniczną – jak przystawiać dziecko do piersi, jaką butelkę wybrać itp. warto zaopatrzyć się w pewną postawę polegającą na gotowości do bycia z dzieckiem, uczeniem się go, poznawania w trakcie tych codziennych, jakże częstych rytuałów. Mamy bardzo często (szczególnie jeżeli dzidziuś jest tym pierwszym) są bardzo zestresowane. I same aspekty techniczne przystawiania do piersi mocno przeważają nad wagą relacji podczas karmienia. A jak to bywa ze stresem, zamiast coś ułatwić, to potęguje zazwyczaj problemy.              W dodatku wiele mam ma wiele nierealistycznych oczekiwań, bo to przecież takie oczywiste, że „nakarmię dziecię w 15 minut, pójdzie spać, a ja wezmę sobie prysznic”. Choć to trudne, spróbuj przestać oczekiwać. Tak będzie łatwiej. Wszystko jedno czy jesteś na początku swojej drogi, czy może już rozpoczęłaś rozszerzanie diety, albo walczysz właśnie z 10 miesięcznikiem, który jeszcze nigdy nie zjadł z chęcią żadnego stałego posiłku. Nie oczekuj! Bądź! Spędźcie czas razem, uczcie się siebie i od siebie. Może to będzie ten dzień, w którym maluch postanowi ssać twoją pierś na okrągło, nie zrobisz nic w domu i będziesz dziękowała Bogu, że ktoś wymyślił coś takiego jak dowóz posiłków. Nie szkodzi. Zapewniam Cię, że w postawie walki nie przeżyłabyś tego dnia lepiej i wcale nie byłabyś mniej zmęczona, a może nawet byłoby gorzej. Otwórz się na dziecko i na waszą relację.

  • Karm na żądanie. Słuchaj swojego dziecka, obserwuj jego zachowania i odpowiadaj na nie. Wiesz już, że karmienie to czas realizacji wielu potrzeb. Pozwól na to dziecku.  Mit o tym, że dziecko powinno jeść co trzy godziny został jednoznacznie obalony, jednak krąży po naszych rodzinach do dziś. Nie mamy rzeczywistych narzędzi do tego, żeby sprawdzić jak szybko metabolizuje się pokarm u poszczególnych dzieci, albo ile w rzeczywistości pokarmu potrzebuje konkretne dziecko, żeby poczuć sytość. Mamy za to statystyki. Statystyczny niemowlak w wieku 3 miesięcy powinien podczas jednego karmienia zjeść 130ml. Dla porównania statystyczna Polka ma 165 cm wzrostu i waży 68 kg, a według innych badań statystycznie wydaje miesięcznie 250zł na papierosy. Bez sensu porównanie? Spróbujmy to wytłumaczyć temu 3 miesięcznikowi, który wypił już swoje 130ml, a po niespełna 15 minutach domaga się kolejnej porcji i słyszy od rodziców, że „na pewno jest najedzony”. Statystycznie jest, a praktycznie? Tylko Ty jako mama możesz to rozpoznać – słuchając swojego dziecka. Karmienie piersią jest o tyle prostszym w obsłudze narzędziem, że daje nam pewność, że dziecko nie zostanie przekarmione, a dłuższe czy częstsze ssanie zazwyczaj związane jest z rzeczywistą potrzebą maluszka, choć nie zawsze z głodem. Jeżeli ilość i sposób pobierania pokarmu jest dla mamy akceptowalny, nie powoduje wielkiego napięcia czy dyskomfortu powinna odpowiadać na potrzeby maluszka, nawet gdy wie, że nie mają one dużo wspólnego z głodem. Są też sytuacje, w których bliskość przy piersi staje się pewnym nawykiem i niekoniecznie jest jedyną formą spełnienia danej potrzeby. Dlatego słuchając dziecka można „wyczuć matczynym zmysłem”. na ile dziecko potrzebuje karmień, a na ile można powoli zastępować je innymi aktywnościami.
  • Nie przyspieszaj czasu, zapewnij spokój w trakcie zmian.

Pamiętaj, że im młodsze dziecko tym więcej różnorodnych potrzeb realizowanych jest w trakcie karmienia. W szczególności jeżeli karmisz piersią. Dlatego daj czas sobie i dziecku na to, by stopniowo uczyć się dojrzalszych sposobów zaspokajania poczucia bezpieczeństwa i głodu. Aktualne zalecenia odnośnie żywienia niemowląt mówią wyraźnie: mleko mamy lub mleko modyfikowane stanowią podstawę pożywienia do końca pierwszego roku życia dziecka. W dodatku jeżeli karmisz piersią WHO zaleca kontynuacje karmienia co najmniej do końca drugiego roku życia. Uważam, że żadne ogólne zalecenia, nie są w 100% dostosowane do każdego indywidualnego przypadku i rzeczywistych potrzeb konkretnego dziecka i konkretnej mamy. Jednak… Jeżeli słyszysz komentarze typu: „to on taki duży i jeszcze na piersi?”, „czemu mu pozwalasz tyle na tobie wisieć?” i to właśnie one przybliżają cię do decyzji o odstawieniu piersi czy też zmiany rytmu karmień – nie rób tego! Domyślam się, że relacja, którą budujesz ze swoim dzieckiem jest dla Ciebie ważniejsza niż relacja z sąsiadką czy teściową. Zadbaj więc o to, by to wasze przekonania i wasze potrzeby były ważne, bez względu na „dobre rady” innych. Podobnie w trakcie rozszerzania diety. Aktualne zalecenia mówią o gotowości dziecka do rozpoczynania tej przygody (wyznacznikiem jest między innymi umiejętność samodzielnego siedzenia). Pamiętaj, że do niczego nie musisz się spieszyć. Nie jest tak, że dziecko w wieku 7 miesięcy musi zjeść całą miskę zupy, choć zdarzą się i takie dzieci. Zapewnij swojemu maluszkowi poczucie spokoju. Pozwól mu eksperymentować. Nie nakładaj na niego omawianych wcześniej nierealistycznych oczekiwań. Dziecko, któremu rozszerzamy dietę (a trwa to nie miesiąc tylko w zależności od dziecka do roku lub nawet dwóch lat) nie musi jeść pokarmów stałych. Oczywiście jest to wskazane, bo mleko przestaje powoli zaspokajać wszystkie potrzeby żywieniowe. Jednak żadna zmiana wprowadzana w formie przymusu, czy jakiejś manipulacji (za pomocą nagród itp.) nie jest właściwa z punktu rozwoju dziecka i jego przekonań dotyczących siebie i świata zewnętrznego.

  • Jeżeli czujesz duży dyskomfort – zmień to. Nie jest tak, że mama „musi” – całą noc spędzać z dzieckiem na piersi, siedzieć w domu cały dzień i wszystkich zakupów dokonywać jedynie przez internet i tak dalej, i tak dalej. Macierzyństwo to wiele zmian i często również poświęcenia i wyrzeczenia, ale… Mama jest lepszą mamą, gdy dba o siebie. Dlatego, gdy skupiamy się na karmieniu, czy życiu z dzieckiem, które będzie odpowiadać na jego potrzeby nie zapominajmy o swoich. Niektóre mamy dla komfortu nie wstawania i nie tańcowania z dziecięciem w środku nocy wybiorą współspanie oparte na praktycznie nieustannym „przytulaniu” – ssaniu piersi. Dla innych byłoby to równoznaczne z wiecznym niewyspaniem, przejściem na tryb „zombie” w dzień, czego nie polecamy. Musisz znaleźć i wypracować takie sposoby, które pozwolą zarówno dziecku jak i Tobie poczuć się dobrze w waszej relacji.

Na zakończenie, Mamo:

  • Jeżeli chciałabyś przegadać jeszcze ten i inne tematy z zakresu rodzicielstwa i współżycia z maluszkiem zapisz się i przyjdź na naszą grupę #mamybliżej. Zapraszamy w każdy piątek o godzinie 16.00. Przestrzeń jest przyjazna dzieciom – możesz przyjść ze swoim maluszkiem.
  • Jeżeli czujesz, że potrzebujesz indywidualnej rozmowy i wsparcia skontaktuj się z naszymi specjalistami w pracowni lub online.
  • A w sprawach dotyczących karmienia polecamy zaprzyjaźnionego z Relacją doradcę laktacyjnego Annę Plaskotę – Gładysz https://www.facebook.com/polozna.net/

Autorem artykułu jest psycholog Pracowni Psychologicznej Relacja Anna Wraga

Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego

Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego

Przyszły pierwsze jesienne chłody. Liście drzew mają teraz najpiękniejsze kolory, z szaf wyciągamy miękkie swetry i ciepłe szale. Otulamy się wieczorami kocami, pijemy ciepłe cynamonowe herbaty i czytamy więcej książek. Słońce oświetla nawet szare ulice. Zbieramy z dziećmi kasztany i żołędzie, robimy ostatnie przetwory z darów natury. Jeszcze tylko nalewka z pigwy i można cieszyć się zmiennością pór roku.

Oczywiście nie każdy jesienny dzień jest tak piękny. Czasem jest szaro, buro i do dupy. Powoli rozpoczynamy sezon przeziębień i jesienno-zimowych smutków.

To dobra pora, by porozmawiać o zdrowiu psychicznym.

Od urodzenia dbamy o zdrowie – szczepimy dzieci, chodzimy z nimi na bilanse, mierzymy, ważymy, zapobiegamy chorobom i leczymy ich skutki. Co robimy, by zadbać o nasze zdrowie psychiczne? Czym ono właściwie jest?

Bardzo często pojęcie zdrowie definiuje się w sposób negatywny – tzn. określając brak czegoś, np. cierpienia lub choroby. Warto spojrzeć na ten temat bardziej całościowo i opisowo, zwracając uwagę na to, czym właściwie charakteryzuje się zdrowy człowiek. Zdrowie nie powinno zostać rozdzielone na fizyczne i psychiczne, bo przecież doskonale znamy takie sytuacje, że kiedy choroba somatyczna wpływa na nastrój czy funkcjonowanie psychiczne, jak również, kiedy nasze problemy emocjonalne oddziałują na ciało. Zdrowy organizm dąży do zachowania równowagi. To oznacza, że najlepiej czujemy się, gdy „parametry” oscylują wokół średniej. Tak właśnie jest, gdy nasze ciśnienie tętnicze nie jest ani za wysokie, ani za niskie, gdy serce bije miarowo oraz gdy czujemy umiarkowany spokój. Nasze samopoczucie też jest najlepsze wtedy, gdy osiągamy równowagę. To słowo klucz zdrowia psychicznego.

Warto pochylić się również nad tym, czym jest psychika. Wielu ludziom kojarzy się z tą strefą naszego życia, której nie do końca rozumiemy i której nie umiemy wyjaśnić. Psychiki nie da się dotknąć ani dokładnie zbadać tak, jak robi to lekarz czy analityk w laboratorium. By dowiedzieć się, jak funkcjonuje człowiek zamiast rentgena używamy testów psychologicznych, obserwacji i wywiadu diagnostycznego. A cudowne tabletki z reklam leków zastępujemy terapią. Psychika to nasze samopoczucie, emocjonalność, sposób radzenia sobie ze stresem i problemami, to nasza osobowość i mechanizmy, które decydują o naszym zachowaniu. To również nasze myślenie, wyobraźnia, sen i marzenia, identyfikowanie swoich potrzeb i dążenie do rozwoju. Wszystko. I o to wszystko trzeba dbać już od urodzenia. W jaki sposób?

Pamiętajmy, że człowiek rozwija się w relacji. Ta pierwsza, z matką, jest najważniejsza. Na początku nazywamy ją relacją z obiektem, bo niemowlę nie potrafi jeszcze nadać znaczenia „mama”. Niemniej jednak w tych pierwszych latach życia dzieją się najważniejsze procesy dla pełni zdrowia. Nazywamy to przekazem systemowym, w którym dziecko odbiera właściwe dla danej rodziny sposoby radzenia sobie z emocjami i tworzenia bliskości. Zaowocują one w przyszłości, gdy sięgnie po nie nieświadomie, by samodzielnie tworzyć relacje z innymi ludźmi. Dlatego ważne jest, by od samego początku wspierać rozwój dziecka, obdarzać go zainteresowaniem, uczyć aktywnego, kreatywnego i bezpiecznego spędzania czasu, a przede wszystkim nie zastępować relacji z dzieckiem relacją z telefonem komórkowym. Od samego początku akceptujmy emocjonalność dziecka i pokazujmy jak efektywnie radzić sobie z emocjami, by to, co niewyrażone nie uwierało i nie zechciało wybuchnąć.

Naturalne jest, że chcielibyśmy zawsze odczuwać radość. Instynktownie jednak wiemy, że odczucie ciągłego podekscytowania jest męczące. Harmonię, w jakiej powinny być nasze emocje, by dać nam satysfakcjonujące życie dobrze obrazuje film animowany „W głowie się nie mieści”. Tam właśnie Radość poszukuje wspomnień głównej bohaterki w towarzystwie Smutku, oddając „stery” Lękowi, Złości i Odrazie, którzy we troje niemalże doprowadzają do katastrofy. Człowiek może być zdrowy tylko wtedy, gdy cała piątka tych najbardziej uniwersalnych emocji ma swoje miejsce przy „panelu głównym” w naszym umyśle. Właśnie dbanie o swoje emocje, o ich bezpieczne wyrażanie i dociekanie ich źródła, jest podstawowym postulatem interesowania się swoim zdrowiem psychicznym. Co oprócz tego możemy zrobić w zakresie naszej psychiki, by odczuwać zdrowie?

Najprościej jest mi odpowiedzieć, by poszerzać swoją świadomość. Takie stwierdzenie najlepiej oddaje to, nad czym pracuję z klientem w moim gabinecie psychologicznym. Bycie zdrowym psychicznie oznacza branie pełnej odpowiedzialności za swoje życie i czerpanie z niego to, czego chcemy. Aby taki zamiar zrealizować trzeba mieć wiedzę o sobie i akceptację dla siebie. Zdrowie psychiczne nie polega na kreowaniu idealnego, pięknego życia jak z instagramowych zdjęć. Tu nie chodzi o powolne picie kawy i codzienne afirmacje. Zdrowie psychiczne polega na przyjęciu tego, co jest i świadomą pracę nad swoim rozwojem. Dla przykładu, jeśli czuję, że bardzo łatwo ulegam trudnym emocjom i nie umiem sobie z nimi poradzić, co przynosi mi cierpnie np. w postaci problemów z zasypianiem, to podejmę pracę nad sobą i swoją emocjonalnością. Sprawdzę, jakie jest tego źródło, spróbuję zamknąć sprawy, które domagają się mojej uwagi i zaakceptuję to, jaka jestem. Osiągnięcie równowagi to właśnie oznaka zdrowia psychicznego.

Czasem potrzebna jest pomoc specjalisty. Tak – specjalisty. Mowa tu o osobach, które mają odpowiednie wykształcenie, pracują w swoim zawodzie i wciąż poszerzają swoją wiedzę. Aby zostać specjalistą, nie wystarczy skończyć kurs czy szkolenie. Nie wystarczy też stworzenie strony internetowej i nazwanie siebie doradcą w zakresie wybranej dziedziny. Wizyta u psychologa czy psychiatry często kojarzy się bardzo negatywnie. Nie raz słyszę: „ja nie potrzebuje psychologa nie jestem wariatem”. Może dlatego właśnie tak często zamiast skorzystać z usługi (nie trzeba zawsze tego nazywać pomocą) specjalisty wolimy pójść do kogoś, kto udziela złotych rad przez internet.  Tymczasem skorzystanie z usług psychologa, psychiatry czy psychoterapeuty nie ma nic z szaleństwa. To dojrzała decyzja mówiąca o wzięciu odpowiedzialności za siebie i swój stan – za swoje emocje, zachowanie i w ogóle całościowe funkcjonowanie.

Zwróć uwagę na nazwę tego dnia. To nie jest święto zdrowych psychicznie ani dzień pochylania się nad cierpiącymi w szpitalach psychiatrycznych. To dzień zwrócenia swojej uwagi na zdrowie psychiczne. Zachęta do pochylenia się nad sposobem, w jaki tworzymy relacje (czy umiemy stawiać granice, mówić o swoich emocjach, zaspokajać potrzeby), nad naszym codziennym funkcjonowaniem (czy dbamy o czas aktywności i odpoczynku, jakość snu…) i poziomem codziennej uważności.

Jesień sprzyja rozmowom i rozmyślaniom. Zatrzymajmy się nad swoim zdrowiem.

Jak pomóc dziecku przetrwać reformę edukacji?

Już wiemy, że szkoły są zatłoczone, nauczyciele przerażeni nie mniej niż uczniowie a rodzice co najmniej zaniepokojeni. Do szkół średnich trafiły dzieci, które skończyły podstawówkę i gimnazjum. Spotkali się ci, którzy realizują dwie odmienne ścieżki kształcenia, a choć wszyscy są w klasach pierwszych, dzieli ich rok życiowych doświadczeń, co na tym etapie życia i kształcenia to naprawdę wiele. Jak pomóc jednym i drugim przetrwać edukacyjny chaos? Jak być rodzicem i nie zwariować?

Każda reforma edukacji jest bolesna dla dotychczasowego systemu. Wymaga działań na wielu poziomach jednocześnie. Nie od dzisiaj wiadomo, że w edukacji ciągle czegoś brakuje: pieniędzy, nauczycieli, kompetentnych nauczycieli, podwyżek, bezproblemowych uczniów i sal lekcyjnych. Dziś możemy mówić, że braki są jeszcze bardziej dotkliwe a nadmiar biurokracji i uczniów, którym trzeba zapewnić opiekę i kształcenie w tym samym czasie są wręcz nie do opanowania. Zatem, jeśli mamy to przetrwać jako zdrowe społeczeństwo potrzebujemy przede wszystkim CIERPLIWOŚCI.

Rodzice bywają jeszcze bardziej zagubieni niż dzieci. Stres rodzica nie pomaga nastolatkom, które właśnie rozpoczęły szkołę średnią. Co zatem może zrobić martwiący się rodzic, by pomóc swojemu dziecku przetrwać pierwszy rok szkolny nowego systemu w nowej szkole?

Daj dziecku spokój. Twoje dziecko jest w samym środku szalejącej reformy.

Niezależnie od tego, czy Twoja pociecha skończyła w czerwcu ósmą klasę podstawówki czy trzecią gimnazjum, właśnie rozpoczął się dla niej okres adaptacyjny w nowej szkole. Placówka też stawia pierwsze kroki w nowym systemie. Twoje dziecko mimo zmian oświatowych właśnie rozpoczęło kolejny etap edukacji, który zawsze oznacza nowe sytuacje, nowe znajomości, nowych nauczycieli. Potrzebuje czasu, by przywyknąć, by opadły pierwsze lęki i nadmierny entuzjazm. Nastolatek właśnie poznaje zasady i zwyczaje, które  obowiązywały w szkole od zawsze. Nie skupiaj się na konsekwencjach reformy. Są sprawy, które nie masz wpływu, więc po prostu daj spokój mama.

Pozwól dziecku odpocząć. Może Twoje dziecko nie potrzebuje kolejnych korepetycji, a będzie łatwiej mu się skoncentrować, gdy się po prostu wyśpi. Zmiany w organizacji pracy szkoły spowodowały, że niektóre dzieci rozpoczynają lekcje popołudniu i kończą np. o godz. 18. Wiadomo, że po kolacji trudno będzie otworzyć książki. Przed południem, choć poziom koncentracji jest niczego sobie, motywacji brak. Pomóż nastolatkowi zorganizować dobrze tydzień tak, by znalazł czas na naukę, odpoczynek i rozrywkę, której w tym wieku szczególnie będzie szukał. Jeśli mu tego nie zapewnisz, będzie po nią sięgał odpuszczając uczenie się do klasówek. Nastolatek potrzebuje dużo snu, bo jego organizm jest w okresie intensywnej pracy. Hormony, dojrzewające wciąż ciało, mózg aktywny cały dzień, po prostu wykańczają. Nie serwuj swojemu dziecku kolejnych dodatkowych aktywności, naucz go natomiast efektywnie wypoczywać.

Pozwól nauczycielom na błędy. Oni też są ludźmi (chociaż wiele osób w to nie wierzy). Często mamy pretensje do nauczycieli, którzy są najbliższymi nam przedstawicielami systemu edukacji. Niestety, to nie od nich zależała reforma. Gdybyśmy udzielili im głosu, powiedzieliby, że podstawy programowe były pisane na szybko, że brak konkurencyjności w zawodzie oznacza coraz niższą jakość pracy i że braki na niższych etapach edukacji skutkują fatalnymi wynikami uczniów. Nauczyciele też popełniają błędy, dostosowują się do zmian. Nie wiń ich to, że ktoś zmienił sprawnie działający system w pokój zagadek.

 

Słuchaj swojego dziecka – nie zadręczaj go pytaniami o szkołę. Najgorsze pytanie, jakie możesz zadać dziecku, to oczywiście: „co tam w szkole?”. Tym samym sugerujesz, że interesuje Cię szkoła, a nie Twoje dziecko. Jeśli zbudowałaś bezpieczną/ ufną relację ze swoją pociechą, samo Ci opowie o niemiłym nauczycielu czy wrednych koleżankach. Wysłuchuj tego z uważnością, upewniaj się, że dobrze zrozumiałaś, oszczędzaj krytykę, nawet jeśli Twojego dziecko właśnie krytyki oczekuje. W każdej sytuacji bądź po stronie dziecka (oczywiście z szacunkiem dla innych ludzi i ich postaw). To naturalne, że nastolatek mówi rodzicom coraz mniej o sobie. Dlatego znajdź taką aktywność, która będzie wspólna dla Ciebie i Twojego dziecka. Niech czas spędzony ze swoim potomkiem nie będzie poświęceniem, a możliwością wspólnej zabawy i odpoczynku. Zaproś swoją córkę do spa, do kosmetyczki czy na zakupy. Zagrajcie w karty, albo pójdźcie na lody. Namów partnera, by poszedł z Waszym synem na mecz albo pograjcie w planszówki. Rozpalcie wieczorem ognisko albo wybierzcie się do kina. Bądźcie razem, żeby dzieci czuły, że gdy pojawia się w ich życiu problem, jesteście gotowi im pomóc.

Współpracuj ze szkołą. Mów, że potrzebujesz pomocy i oczekuj propozycji rozwiązań problemu. Wiele osób mówi, że ta ośmioletnia podstawówka to dobra była i dobrze, że do niej wracamy. O tak, pamiętamy też czasy matur ustnych z matematyki, fizyki i innych przedmiotów, które były przeprowadzane przez nauczycieli uczących. Losowanie pytania i odpowiadanie przed „ulubionym” nauczycielem. Wystandaryzowanie egzaminów zdecydowanie poprawiło kondycję polskiej edukacji. Wprowadzenie gimnazjów oczywiście wstrząsnęło systemem i doprowadziło do wielu załamań nerwowych. Niemniej jednak, gimnazja funkcjonowały 20 lat. To sporo czasu, by się czegoś nauczyć, usprawnić i udoskonalić. Jako psycholog pracujący w  szkołach mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że całkiem nieźle uporaliśmy się z problemem „trudnego wieku” skumulowanego w trzech klasach gimnazjów. Znaleźliśmy właściwe metody i formy pracy. Wyszkoliliśmy się, a teraz przestawiamy się na inny tryb.

Dlatego właśnie bądź cierpliwa. Wybaczaj. Nie krzycz. Nie panikuj. Dziecko powinno doświadczać w domu pewności i stabilności, bo świat wokół jest naprawdę zwariowany.

 

Pomóż dziecku przetrwać reformę edukacji!

Dziecko i śmierć

Listopadowe święto zmarłych przypomina o kruchości życia. Jak rozmawiać z dziećmi o umieraniu? Czy zabierać dzieci na pogrzeby? Co mówić o śmierci?

Wielu z nas rzadko myśli o odejściu z tego świata, a jeszcze rzadziej o tym rozmawia. Trudno z resztą wyobrazić sobie, że podejmiemy się rozmów na taki temat przy śniadaniu. Odeszły czasy, kiedy zmarli leżeli w domu otoczeni świecami i modlitwą bliskich. Ciała są szybko zamykane w domach pogrzebowych, a my boimy się podejść choć popatrzeć na zmarłą osobę. Tym bardziej próbujemy chronić dzieci przed tematem śmierci, tłumacząc się tym, że będą się bały lub nie są jeszcze gotowe na tak poważne sprawy.

Tymczasem najważniejsze jest zrozumieć, że śmierć jest częścią życia. Naturalnym zakończeniem naszego rozwoju. Śmierć oznacza, że organizm osiągnął już pełnię i nie może się bardziej rozwinąć. Wszystko umiera. Tak, jak zmieniają się pory roku, przekwitają rośliny, umierają nasze ukochane zwierzęta, umierają też ludzie – rodzice, dziadkowie, rodzeństwo… Każda śmierć jest dla dziecka ogromnym przeżyciem, które trzeba uszanować i otoczyć rodzicielską uważnością.

Z dziećmi warto rozmawiać na temat śmierci. Dzięki temu są przygotowane na straty, których mogą doświadczyć w życiu i łatwiej jest im sobie z nimi poradzić. Nie ma odpowiedniego i zalecanego momentu, by takie rozmowy zacząć. Każdy rodzic zna swoje dziecko i jego stopień wrażliwości – właśnie od tego najlepiej uzależnić moment, by dać dziecku szansę na poznanie tego trudnego tematu.

Dziecko w wieku przedszkolnym, które mówi i zaczyna rozumieć otaczający go świat nie jest w stanie zrozumieć zjawiska, jakim jest śmierć. Nie rozumie jej nieodwracalności i ostateczności. Dlatego po śmierci bliskiej osoby będzie zadawać pytania o jej powrót i brak obecności. Takie dziecko jest w stanie zmierzyć się ze szczerą odpowiedzią dorosłego. Szczerą to znaczy prawdziwą, ale subtelną. Zamiast mówić dziecku, że „dziadek zasnął i już się nie obudzi”, mówimy, że „dziadek umarł, bardzo chorował i już go nie ma z nami”. Możemy dodać, że już jest w Niebie, albo teraz stał się najjaśniejszą gwiazdą na niebie i chroni ukochane osoby. Mówimy szczerze, że już nas nie odwiedzi, ale wiemy od niego, że bardzo nas kocha. Unikajmy kojarzenia śmierci ze snem. To najczęstszy błąd popełniany przez rodziców, którzy chcą „załagodzić” śmierć. Efekt tej retoryki jest taki, że dzieci po prostu boją się zasypiać.

Każda śmierć jest dla dziecka bolesną stratą. To, co może nas szokować, to fakt, że śmierć zwierzątka lub odebranie czegoś cennego może przeżywać z równym bólem, co śmierć bliskiej osoby. Dla nas dorosłych może to być zadziwiające i niedorzeczne. Dla dziecka jest to po prostu strata więc intensywność przeżywanych uczuć może być podobna. Nie możemy wtedy dziecku mówić, że „to tylko chomik, kupię Ci nowego”, czy „przestań płakać, nie warto za tym tak rozpaczać”. Tymi słowami umniejszamy uczucia dziecka i dajemy do mu do zrozumienia, że jego sposób przeżywania straty nie jest właściwy. A przecież każda śmierć, strata czy rozstanie potrzebują żałoby, której częścią jest przeżywanie całej palety różnych uczuć, które nawet mogą się wydawać ze sobą sprzeczne. Dzieci mogą przecież czuć jednocześnie żal, złość, tęsknotę, rozczarowanie, bezsilność, a nawet ulgę. Kluczowe jest towarzyszenie dziecku w przeżywaniu tych uczuć, dawanie mu prawa do ich okazywania i… nazywanie ich. Nadanie im nazwy, narysowanie ich, wypisanie czy po prostu dokładne opowiedzenie o nich pomaga w efektywnym radzeniu sobie z nimi.

Dziecku trzeba pozwolić się pożegnać. Niezależnie od tego, czy umiera ukochana bliska osoba czy zwierzątko, doświadczenie straty oznacza zmianę w życiu dziecka. Aby ta zmiana była łagodnym przejściem, a nie traumą, potrzeba odpowiedniego pożegnania. To oznacza, że jeśli to możliwe, dziecko powinno pożegnać się z umierającą osobą. To również przyzwolenie na to, by dziecko uczestniczyło w pogrzebie (bo przecież czym jest pogrzeb, jeśli nie ostatnim pożegnaniem?). Nie ma granicy wieku, od której dzieci mogą uczestniczyć w pogrzebach. Wiadomo, że niemowlę czy dwulatek na pogrzebie nie będzie uczestniczyć w obrzędzie pożegnania, ale już pięciolatek, który miał kontakt z osobą zmarłą może (przynajmniej w części) uczestniczyć w uroczystości. Oczywiście wymaga to od rodzica odpowiedniej postawy, otwartości do odpowiedzi na pytania dziecka i zaopiekowania się nim w kryzysowych momentach. To niełatwe zadania, bo przecież rodzic uczestniczący w pogrzebie sam przeżywa mnóstwo uczuć i też musi poradzić sobie ze stratą. Dziecko obserwując rodzica, nabywa również wzorców radzenia sobie z trudnością. Jeśli rodzic „dusi” wszystko w sobie i nie pozwala sobie uronić łzy a emocje smutku rozładowuje np. zamieniając ją w złość i grając na komputerze przez całą noc, nie oczekujmy, że dziecko będzie umiało w bezpieczny i efektywny sposób radzić sobie ze stratą. Oczywiście nie zanosimy się płaczem przy dziecku, pamiętamy, że lamentująca mama to dla dziecka koniec świata. Nie ma jednak nic złego w tym, gdy dziecko zauważy łzy, a my odpowiemy, że „jest nam bardzo smutno, bo babci nie ma wśród nas i nie będzie nas już odwiedzać, ale jak płaczemy to jest jakoś łatwiej sobie z tym poradzić”. Pożegnanie dotyczy nie tylko ludzi. Kiedy w świecie dziecka umiera zwierzątko, sprawa również wymaga odpowiedniej uwagi, a pożegnanie jest częścią rytuału odchodzenia. Oczywiście dziecko nie musi uczestniczyć w pochówku zwierzątka, może jednak pożegnać się z nim w sposób symboliczny rysując lub pisząc pożegnalny liścik. Dajmy mu też mnóstwo przestrzeni na okazanie uczuć.

Temat oswajania ze śmiercią dotyczy nie tylko dzieci przedszkolnych i wczesnoszkolnych. Również starsze dzieci i młodzież potrzebują rozmawiać na ten temat. Często odpuszczamy te rozmowy, bo wydaje nam się, że dzieci są już na tyle duże, że już rozumieją o co chodzi. Nic bardziej mylnego. Dziesięciolatek wciąż nie rozumie, że śmierć nie jest taka, jak w grze komputerowej, w której mamy kilka wcieleń i jeszcze więcej żyć (dlatego trzeba być szczególnie wrażliwym, jeśli dziecko w tym wieku wspomina o samobójstwie). Nawet jeśli dzieci szkolne i nastolatki przyjmują postawę „nie podchodź bez kija” , „nic mnie to nie obchodzi”  albo „zostaw mnie”, nie oznacza to, że rodzic ma być nieobecny w życiu swojego dziecka, które przeżywa stratę. Różnica jest taka, że to starsze dziecko nie będzie samo dopominać się uważności lub będzie robiło to w pośredni sposób (pogorszy się zachowanie w szkole albo wyniki w nauce, albo śmiertelnie pokłóci się z przyjaciółką itp.). Nie próbuj nic na siłę, nie zwołuj domowej konferencji poświęconej uczuciom domowników. Najpewniej wystarczą słowa: „zastanawiam się, jak ty masz w tej sytuacji; jak będziesz chcieć pogadać, jestem tutaj, jestem przy tobie”.

Tradycja odwiedzania cmentarzy nie tylko w Święto Zmarłych sprzyja oswajaniu z tematem umierania. Jeśli to możliwe zabierz swoje dziecko na cmentarz, pozwól zapalić mu znicz, wybierz kwiaty, które zostawicie na grobie. Włącz dzieci w przygotowania do Święta Zmarłych – możecie wspólnie posprzątać grób, przygotować wiązankę… Pozwól dziecku stanąć przy grobie i porozmawiać ze zmarłą osobą. Zapytaj, co chciałaby powiedzieć, jakie myśli i uczucia przychodzą mu do głowy. Jeśli dziecko potrzebuje więcej czasu na oswojenie się z odejściem bliskiej osoby, możesz zaproponować przygotowanie „pudełka wspomnień” albo listu/ rysunku dla zmarłego. Starsze dziecko (nastolatka) możesz zachęcić, żeby samodzielnie wybrało się na cmentarz, jeśli ma na to ochotę.

Rozmowy na temat śmierci powinny odbywać się nie tylko w kościele. Nie bój się podjąć ten temat w swoim domu. Może potrzeba do tego odwagi, a może też przemyślenia, jaki Ty masz stosunek do śmierci?

Komu powiedzieć o ciąży?

Ile razy wyobrażałaś sobie ten moment, kiedy test ciążowy pokaże dwie kreski? Wyobrażałaś sobie tę chwilę, kiedy mówisz swojemu partnerowi o dziecku? Jeśli myśleliście o potomku, planowaliście, staraliście się, prawdopodobnie w Twojej głowie pojawiło się sporo fantazji na temat tego momentu…

W moim przypadku było konkretne marzenie. Takie, że czekam na Niego wystrojona z kolacją w stylu włoskim, przypominającą wieczory naszej podróży poślubnej. Nalewam mu wina i oznajmiam, że ja od teraz rezygnuję z prossecco na 9 miesięcy. W praktyce wyglądało to tak, że odczekałam aż zje swoją porcję ruskich i zostaniemy sami w nowym domu, który jeszcze nie doczekał się mebli (oprócz łóżka). On ubrany w strój roboczy, ja w dresie, bez wina i świeczek, na plastikowych krzesłach, odganiający się od naszego uroczego psa, który chce mieć udział w każdej emocjonalnej chwili.

Nie dla każdej z nas jest to moment bliskości i ciepła w sercu. Dwie kreski na teście lub bardziej przekonujący wynik badania z krwi oznacza ciążę. To znaczy, że możesz urodzić dziecko lub doświadczysz straty. Innego wyjścia nie ma. To znaczy, że możesz czuć radość, ekscytację, podniecenie, podekscytowanie, strach, paraliż, niemoc, bezradność, szok, przerażenie… i wszystko w jednym czasie. Zanim wyobrazisz sobie sytuację, w której mówisz o ciąży partnerowi, bliskim, szefowi i pozostałym osobom, zatrzymaj się i sprawdź, co TY czujesz w tej chwili, gdy dowiedziałaś się o ciąży? Pobądź przez chwilę z tą wiadomością sama. Niech przez chwilę będzie to tylko Twoja tajemnica. Tylko Ty, Twoje ciało, nowe życie. Jak się z tym czujesz?

Dlaczego to ważne i tak otwarcie Cię do tego zachęcam? Możesz wyobrażać sobie reakcje swoich bliskich i przeczuwać ich zachowanie. W zależności od tego, w jakich jesteś relacjach, niektóre będą dla Ciebie wspierające i inspirujące, niektóre utkwią w Twoich myślach i będą wpływać na Twoje samopoczucie. A przecież to TY jesteś w ciąży i nikt za Ciebie nie przeżyje tych 9 miesięcy.

Czasami wiadomość o ciąży jest dla nas dużym zaskoczeniem. Zdarza się, że nie planowałyśmy tak dużych zmian w życiu. Pojawiają się wątpliwości i niepewność. To nie tylko pytania, jak sobie poradzę i jaką będę mamą. To również myśli o pracy, o zmianach w relacji z partnerem, obowiązkach domowych i nowym życiu. To duża zmiana, a każda zmiana w życiu wiąże się z przeżyciem straty. Czym jest ta strata? Rozstaniem z pewnymi przyzwyczajeniami i elementami stylu życiu, zrobieniem miejsca w swoim życiu jeszcze jednej osobie. Dla niektórych kobiet, choć to pewnie ryzykowne stwierdzenie, może nawet okazać się rezygnacją z części siebie samej. Dlatego potrzeba czasu, nabrania gotowości i otwarcia się na doświadczenie, jakim jest ciąża.

Niektórzy lekarze oraz poradniki sugerują, by powstrzymać się od mówienia o ciąży szczególnie osobom, które nie są nam bliskie przez pierwszy trymestr. Mówią, że lepiej ochronić się przed ewentualnym współczuciem w przypadku poronienia. Lepiej przecież nie zapeszać i nie dzielić się ze światem swoim bólem. Zanim posłuchasz tych rad, posłuchaj siebie. Komu chciałabyś powiedzieć o ciąży? Kto jest Tobie wystarczająco bliski, by przyjąć Twoje uczucia związane z nową sytuacją? Pierwszą osobą nie musi być partner, czasem bliższą relację utrzymujemy z przyjaciółką, mamą czy siostrą i nie jest zdradą to, jeśli to właśnie im decydujemy się powierzyć nowinę. Znam kobiety, które decydują się powiedzieć o ciąży tylko swoim partnerom, nie mówią rodzinie i bliskim z obawy, żeby nie zapeszyć, „bo przecież jak się coś stanie, to nie spojrzę im w oczy”. Sprawdź, czy wybierając taką drogę, nie rezygnujesz też ze wsparcia i bliskości, którą możesz otrzymać w czasie oczekiwania jak i w sytuacji straty.

Świat może się dowiedzieć o Twojej ciąży w dowolnym momencie. Wtedy, gdy uznasz, że przyszedł na to czas, powiedz rodzinie i pracodawcy. Zacznij od tego, żeby wiadomość o ciąży dotarła najpierw do Ciebie.