Jak pomóc dziecku przetrwać reformę edukacji?

Już wiemy, że szkoły są zatłoczone, nauczyciele przerażeni nie mniej niż uczniowie a rodzice co najmniej zaniepokojeni. Do szkół średnich trafiły dzieci, które skończyły podstawówkę i gimnazjum. Spotkali się ci, którzy realizują dwie odmienne ścieżki kształcenia, a choć wszyscy są w klasach pierwszych, dzieli ich rok życiowych doświadczeń, co na tym etapie życia i kształcenia to naprawdę wiele. Jak pomóc jednym i drugim przetrwać edukacyjny chaos? Jak być rodzicem i nie zwariować?

Każda reforma edukacji jest bolesna dla dotychczasowego systemu. Wymaga działań na wielu poziomach jednocześnie. Nie od dzisiaj wiadomo, że w edukacji ciągle czegoś brakuje: pieniędzy, nauczycieli, kompetentnych nauczycieli, podwyżek, bezproblemowych uczniów i sal lekcyjnych. Dziś możemy mówić, że braki są jeszcze bardziej dotkliwe a nadmiar biurokracji i uczniów, którym trzeba zapewnić opiekę i kształcenie w tym samym czasie są wręcz nie do opanowania. Zatem, jeśli mamy to przetrwać jako zdrowe społeczeństwo potrzebujemy przede wszystkim CIERPLIWOŚCI.

Rodzice bywają jeszcze bardziej zagubieni niż dzieci. Stres rodzica nie pomaga nastolatkom, które właśnie rozpoczęły szkołę średnią. Co zatem może zrobić martwiący się rodzic, by pomóc swojemu dziecku przetrwać pierwszy rok szkolny nowego systemu w nowej szkole?

Daj dziecku spokój. Twoje dziecko jest w samym środku szalejącej reformy.

Niezależnie od tego, czy Twoja pociecha skończyła w czerwcu ósmą klasę podstawówki czy trzecią gimnazjum, właśnie rozpoczął się dla niej okres adaptacyjny w nowej szkole. Placówka też stawia pierwsze kroki w nowym systemie. Twoje dziecko mimo zmian oświatowych właśnie rozpoczęło kolejny etap edukacji, który zawsze oznacza nowe sytuacje, nowe znajomości, nowych nauczycieli. Potrzebuje czasu, by przywyknąć, by opadły pierwsze lęki i nadmierny entuzjazm. Nastolatek właśnie poznaje zasady i zwyczaje, które  obowiązywały w szkole od zawsze. Nie skupiaj się na konsekwencjach reformy. Są sprawy, które nie masz wpływu, więc po prostu daj spokój mama.

Pozwól dziecku odpocząć. Może Twoje dziecko nie potrzebuje kolejnych korepetycji, a będzie łatwiej mu się skoncentrować, gdy się po prostu wyśpi. Zmiany w organizacji pracy szkoły spowodowały, że niektóre dzieci rozpoczynają lekcje popołudniu i kończą np. o godz. 18. Wiadomo, że po kolacji trudno będzie otworzyć książki. Przed południem, choć poziom koncentracji jest niczego sobie, motywacji brak. Pomóż nastolatkowi zorganizować dobrze tydzień tak, by znalazł czas na naukę, odpoczynek i rozrywkę, której w tym wieku szczególnie będzie szukał. Jeśli mu tego nie zapewnisz, będzie po nią sięgał odpuszczając uczenie się do klasówek. Nastolatek potrzebuje dużo snu, bo jego organizm jest w okresie intensywnej pracy. Hormony, dojrzewające wciąż ciało, mózg aktywny cały dzień, po prostu wykańczają. Nie serwuj swojemu dziecku kolejnych dodatkowych aktywności, naucz go natomiast efektywnie wypoczywać.

Pozwól nauczycielom na błędy. Oni też są ludźmi (chociaż wiele osób w to nie wierzy). Często mamy pretensje do nauczycieli, którzy są najbliższymi nam przedstawicielami systemu edukacji. Niestety, to nie od nich zależała reforma. Gdybyśmy udzielili im głosu, powiedzieliby, że podstawy programowe były pisane na szybko, że brak konkurencyjności w zawodzie oznacza coraz niższą jakość pracy i że braki na niższych etapach edukacji skutkują fatalnymi wynikami uczniów. Nauczyciele też popełniają błędy, dostosowują się do zmian. Nie wiń ich to, że ktoś zmienił sprawnie działający system w pokój zagadek.

 

Słuchaj swojego dziecka – nie zadręczaj go pytaniami o szkołę. Najgorsze pytanie, jakie możesz zadać dziecku, to oczywiście: „co tam w szkole?”. Tym samym sugerujesz, że interesuje Cię szkoła, a nie Twoje dziecko. Jeśli zbudowałaś bezpieczną/ ufną relację ze swoją pociechą, samo Ci opowie o niemiłym nauczycielu czy wrednych koleżankach. Wysłuchuj tego z uważnością, upewniaj się, że dobrze zrozumiałaś, oszczędzaj krytykę, nawet jeśli Twojego dziecko właśnie krytyki oczekuje. W każdej sytuacji bądź po stronie dziecka (oczywiście z szacunkiem dla innych ludzi i ich postaw). To naturalne, że nastolatek mówi rodzicom coraz mniej o sobie. Dlatego znajdź taką aktywność, która będzie wspólna dla Ciebie i Twojego dziecka. Niech czas spędzony ze swoim potomkiem nie będzie poświęceniem, a możliwością wspólnej zabawy i odpoczynku. Zaproś swoją córkę do spa, do kosmetyczki czy na zakupy. Zagrajcie w karty, albo pójdźcie na lody. Namów partnera, by poszedł z Waszym synem na mecz albo pograjcie w planszówki. Rozpalcie wieczorem ognisko albo wybierzcie się do kina. Bądźcie razem, żeby dzieci czuły, że gdy pojawia się w ich życiu problem, jesteście gotowi im pomóc.

Współpracuj ze szkołą. Mów, że potrzebujesz pomocy i oczekuj propozycji rozwiązań problemu. Wiele osób mówi, że ta ośmioletnia podstawówka to dobra była i dobrze, że do niej wracamy. O tak, pamiętamy też czasy matur ustnych z matematyki, fizyki i innych przedmiotów, które były przeprowadzane przez nauczycieli uczących. Losowanie pytania i odpowiadanie przed „ulubionym” nauczycielem. Wystandaryzowanie egzaminów zdecydowanie poprawiło kondycję polskiej edukacji. Wprowadzenie gimnazjów oczywiście wstrząsnęło systemem i doprowadziło do wielu załamań nerwowych. Niemniej jednak, gimnazja funkcjonowały 20 lat. To sporo czasu, by się czegoś nauczyć, usprawnić i udoskonalić. Jako psycholog pracujący w  szkołach mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że całkiem nieźle uporaliśmy się z problemem „trudnego wieku” skumulowanego w trzech klasach gimnazjów. Znaleźliśmy właściwe metody i formy pracy. Wyszkoliliśmy się, a teraz przestawiamy się na inny tryb.

Dlatego właśnie bądź cierpliwa. Wybaczaj. Nie krzycz. Nie panikuj. Dziecko powinno doświadczać w domu pewności i stabilności, bo świat wokół jest naprawdę zwariowany.

 

Pomóż dziecku przetrwać reformę edukacji!

Matka Polka Samotna czyli Baby Blues na bogato

Wyczekane, wychuchane, wreszcie narodzone – Twoje dziecko. Nagle zmienia się cały świat. Dosłownie, bo Twoje planowanie kariery czy swobodne umawianie się z koleżankami na wino po prostu się skończyło. Zaczęła się przygoda, która będzie trwać całe życie – macierzyństwo, w którym oprócz szczęścia i ciągłego zamartwiania się o dziecko poczujesz jeszcze samotność.

Niewiele się o tym mówi. Młode mamy dostają opiekę swoich mam oraz teściowych, są odwiedzane przez położne środowiskowe i ludzi stojących w kolejce do ich domów, spragnionych zobaczyć maluszka. Szczęście od Boga, jeśli partner jest czuły, kochający i wspierający jak w powieściach: wyprasuje, ugotuje, posprząta, nakarmi psa, poda szklankę wody, kiedy karmisz. Niestety, wiele kobiet zmierzy się z zadaniami, o których nie miała pojęcia i pozostanie w tym sama.

Samotność w połogu można rozumieć na dwa sposoby. Pierwszy to właśnie przytłaczająca samodzielność zdominowana brakiem snu i fizycznym zmęczeniem. Drugi to samotność tożsama z cierpieniem. Choć wiadomo, że dziecko to szczęście i radość dla całej społeczności wiąże się ono z poważnymi zmianami w życiu. Każda zmiana to przeżywanie różnych, czasem skrajnych emocji. Nie ma więc nic złego w tym, że oprócz radości i zmęczenia poczujesz strach, złość na dziecko, smutek, rozczarowanie, frustrację, niemoc.. Często pojawia się też poczucie winy, wstyd, poczucie braku sprawiedliwości, poczucie bycia niezrozumianym. I wszechogarniająca samotność, chociaż trzymamy na ręku dziecko w domu pełnym ludzi. Możemy sobie wmawiać, że to hormony, chwilowy stan po porodzie, który zniknie za kilka dni (tygodni? miesięcy?). Czasem nie znika, a pozostawiony głęboko w środku zmienia macierzyństwo z przygody życia w ciągłą walkę ze sobą i swoimi uczuciami. Zlekceważony może zamienić się depresję poporodową, która wymaga kontaktu ze specjalistą.

Jak sobie pomóc? Po pierwsze, daj sobie szansę zaakceptować swoje dziecko. Brzmi dziwnie prawda? Po prostu zaakceptuj to, że płacze (a czasem drze się w niebogłosy), ma kolki, jest niespokojne, budzi Cię w nocy i ciągle chce jeść. To jest normą. Zdrowe dzieci płaczą, jedzą, śpią, są aktywne, lubią być blisko Ciebie. Jeśli Twoje dziecko boryka się z niepełnosprawnością, nie patrz na nie jak kłębek cierpień – pomyśl sobie, że Twoje dziecko jest wyjątkowe i mów tak każdemu, kto choćby spojrzeniem obdarzał Cię współczuciem.

Kolejnym krokiem jest zaakceptowanie emocji, które przeżywasz. Żeby je zaakceptować, trzeba oczywiście najpierw je poznać, poczuć, zrozumieć. Czy wiesz co czujesz? Co mówią łzy, które spływają Ci po policzku? Co mogłyby Ci te łzy powiedzieć? To, że bolą Cię piersi od karmienia i nie masz już siły czy jesteś zezłoszczona na partnera, który w odpowiedzi na to, że potrzebujesz pomocy mówi, że on musi się najpierw zdrzemnąć po pracy? Ile czujesz smutku? A może brzydzisz się sobą, bo w przeciwieństwie do koleżanek i gwiazd obserwowanych przez Ciebie na Instagramie, Ty wciąż masz brzuszek i naprawdę nie masz czasu ćwiczyć? A może wstydzisz się, że nie dajesz sobie rady? Nie ma nic złego w tych wszystkich emocjach. Są naturalne i tylko dając im przestrzeń, mamy szansę sobie z nimi poradzić.

Pewnie znasz opowieści o kobietach, które miały pięcioro, sześcioro, siedmioro (itd.) dzieci i sobie świetnie dawały radę same. Ja znam mnóstwo takich opowieści. A jeszcze więcej kobiet, które mówią, że przy pierwszym dziecku były najzwyczajniej w świecie zmęczone i nie wyrabiały na zakrętach. Zapomnij o tych wszystkich wielodzietnych bohaterkach i sama bądź dla siebie bohaterką. Miej odwagę prosić o pomoc, nie żądać i błagać, ale dopominać się tego, co Ci się należy. W niektórych kulturach kobiety w trakcie połogu są traktowane niemalże jak święte. W końcu obdarowały świat nowym człowiekiem i zasługują na szacunek oraz pełną opiekę. Stwórz własną sieć wsparcia.  Partner, mama, tata, teściowie, nawet Twoje dzieci. Zobacz, kto sprawdzi się najlepiej w wieczornym usypianiu, kto załaduje zmywarkę, a kto udzieli Ci mądrej rady. Korzystaj z pomocy położnej środowiskowej, zadawaj pytania lekarzom, doradcy laktacyjnemu, sprawdź, czy możesz dołączyć do mądrej grupy na facebooku czy forum internetowym.

Zmienia się wszystko i na wszystko brakuje czasu. Zachęcam Cię, żebyś spróbowała włączyć rytuały do codziennego funkcjonowania. Rytuał wstawania z łóżeczka (te same słowa, całuski, pieszczoty), toalety porannej, toalety wieczornej, karmienia. Schematy nie tylko porządkują dzień, ale przede wszystkim dają poczucie bezpieczeństwa Tobie i dziecku. To, co jest powtarzalne i przewidywalne uspokaja i pomaga wyciszyć.  Wiadomo, że każda czynność jest podporządkowana dziecku, a w ciągu dnia podejmujesz milion życiowych mikrodecyzji. Priorytetem nie musi być zawsze jest dziecko. Jeśli nie będziesz zdrowa i silna w jaki sposób będziesz opiekować się dzieckiem? Mamą na 100% możesz być tylko wtedy, gdy sama znajdujesz czas i sposób, by zadbać o siebie. To ważne, byś znajdowała okazję do przespania się. Jeśli masz wybór: iść na 20 minut spać, poczytać książkę, pomalować paznokcie, zrobić pranie lub obiad, wybierz sen. Niewyspana nie będziesz czerpała radości z bycia mamą. Zdaję sobie sprawę, że czasami dziecko w ciągu dnia śpi tylko na spacerze lub w aucie i drzemki to dla Ciebie nieznany temat. Sięgaj po pomoc swoich bliskich. Korzystaj z możliwych sieci wsparcia. Wprowadź zasadę, że przynajmniej jedną rzecz robisz dziennie tylko dla siebie. Czasem będzie to tylko umycie włosów, czasem uda się gorąca kąpiel albo wypad na paznokcie, a czasem 20 minut na Instagramie w łazience pod pretekstem niestrawności.

Może się tak zdarzyć, że nie poczujesz od razu słynnego macierzyńskiego instynktu. Nie bój się, Twoje dziecko o tym nie wie. Jesteś dla niego najlepszą matką, jak mogła się zdarzyć, więc bądź dla siebie dobra.

Smutek smutkowi nierówny

Są różne rodzaje smutku. Czasem mówimy o żalu, chandrze, rozpaczy, żałobie a nawet depresji. Co jest chwilowym uczuciem, co nastrojem, a co zwiastunem poważnej choroby? Kiedy szukać pomocy, a kiedy poszukać pocieszenia? 23 lutego to Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Porozmawiajmy o smutku.

Smutek to jedna z pięciu uniwersalnych podstawowych emocji odczuwanych i rozpoznawanych przez ludzi na całym świecie. Radość, złość, wstręt, strach i smutek to emocje bardzo pierwotne, odczuwane przez nas na każdym etapie rozwoju i decydujące o wielu automatycznych mechanizmach naszego zachowania. Wszystkie są ważne i charakterystyczne dla ludzi i zwierząt.

Bez smutku nie da się żyć. Pełni ważną rolę. Dzięki niemu utrzymujemy stan równowagi psychicznej i dajemy sobie radę w trudnych sytuacjach. Wbrew pozorom to bardzo społeczna emocja. To właśnie w smutku łączymy się z bliskimi i doświadczamy bliskości. Odmówienie sobie prawa do smucenia się to jak zabranie tlenu z powietrza. Jest wiele osób, które nie chcąc doświadczyć smutku zakłada maskę człowieka wiecznie uśmiechniętego, pogodnego i radzącego sobie bez bólu ze wszystkimi troskami. Wiele z nas nawet chciałoby takimi być. Niestety to niemożliwe, a w głębi serca każdy z nas czuje, że też niezdrowe i nieszczere.

Smutek jest zdrowy, gdy jest reakcją na przykre i trudne wydarzenia w naszym życiu. Nie ma mniej i bardziej uzasadnionych powodów do smucenia się. Intensywność przeżywanych emocji zależy od bardzo wielu czynników. Podstawowym z nich jest oczywiście wiek i czynniki kulturowe. Inaczej na stratę będzie reagować dziecko, inaczej dojrzała kobieta lub mężczyzna. Jesteśmy tak wychowani, że nam kobietom łatwiej smucić się niż złościć. Sprzyjają temu zjawisku również wyrażenia w języku. Złoszcząca się kobieta to zazwyczaj jędza lub wstrętna baba, podczas gdy złoszczący się mężczyzna po prostu jest silny, niezależny i walczy o swoje.

Czasami smutku jest za dużo. W normie jest obniżony nastrój trwający do dwóch tygodni. Jeśli utrzymuje się dłużej, może być powodem do niepokoju. Jak to w psychologii bywa – to zależy. Jeśli doświadczamy straty i przeżywamy żałobę, norma odczuwania smutku (w różnym nasileniu) może nawet dochodzić do roku. Depresja ma różne oblicza. Może być właśnie związana z niezakończoną żałobą. Może wynikać z obciążenia psychicznego w pierwszych tygodniach po porodzie.

Mam wrażenie, że depresją to takie „wytarte” słowo – nadużywane w wielu okolicznościach. Przecież nie każdy obniżony nastrój jest chorobą. Czym tak naprawdę jest depresja? To bardzo trudny emocjonalny stan. To takie odczucie, jakby wyczerpały się wszystkie zasoby energii, jakby skończył się zbiornik z paliwem do życia. Zdarzają się myśli samobójcze i wszechogarniający lęk. Brakuje chęci do życia i zdolności do odczuwania radości czy przyjemności. Nic nie jest w stanie nas zainteresować, czujemy się zmęczeni i senni.

Smutek potrafi obezwładnić. Jeśli to, co czujesz utrudnia Ci codzienne funkcjonowanie, nie ważne czy nazwiesz to depresją. Poszukaj dla siebie pomocy. Rozmowa z przyjaciółką czy przeczytanie poradnika może nie pomóc. Zgłoś się do psychologa lub psychoterapeuty. Terapia jest procesem, który może być bardzo trudny i długotrwały. W niektórych przypadkach konieczne jest wsparcie farmakologiczne. Skorzystaj z pomocy psychiatry. To nie prawda, że po pomoc psychologiczną i psychiatryczną sięgają „czubki” i nienormalni (któż z resztą jest normalny?). To oznaka dojrzałości, zdrowego rozsądku, a czasem odwagi. Zdecydowanie lepsze rezultaty wychodzenia z depresji osiąga się łącząc leczenie farmakologiczne z psychoterapią.

Pamiętaj, że depresja to poważna sprawa. Jeśli w Twoim otoczeniu jest ktoś, kogo smutek i przygnębienie utrudnia codzienne funkcjonowanie, wesprzyj tę osobę w poszukaniu profesjonalnego wsparcia. Osoba cierpiąca z powodu depresji nie wyzdrowieje od słów „wszystko będzie dobrze” ani od pozbawionego sensu „ogarnij się”.  Nie pomogą słowa pocieszenia ani czekoladki. Prawdziwie wspierający bliscy są ważnym elementem powrotu do dobrej kondycji psychicznej.

Depresja może zabrać najpiękniejsze lata życia. Nie bójmy się o niej rozmawiać i szukać dla siebie pomocy.

Rainbow baby – tęczowe dziecię

W języku angielskim mówi się o nich tęczowe dzieci. To określenie nie ma oczywiście nic wspólnego z homoseksualizmem, ruchem lgbt czy nurtem badań gender. Chodzi o dzieci, które urodziły się po stracie. Oczekiwane z niepokojem po poronieniu, urodzeniu martwego dziecka bądź bardzo wczesnej śmierci. Dlaczego tęczowe? Bo po burzy i złej pogodzie przychodzi słońce, które sprawia, że na niebie pojawia się prawdziwy cud natury – wielokolorowa tęcza, lśniąca tyloma kolorami, ile emocji i aspektów jest związanych z cudem życia.

Nie po każdej burzy jest tęcza, raczej czekamy na nią z niecierpliwością, chodząc od jednego okna do drugiego. Czasami jest wiele burz, po których wcale nie widać słońca i nie można się spodziewać lepszej pogody. Czasami oczekiwanie na dziecko trwa wiele lat, jest wiele podejmowanych prób i jeszcze więcej porażek. Jeszcze gorsze wydają się wtedy słowa pocieszenia, że w końcu się uda, że jesteś jeszcze młoda, jeszcze jest czas. Prawda jest taka, że dziecko urodzone po stracie nie zapełni pustki w sercu.

Tęczowe dziecko to nowe życie. Zostało urodzone w nowych okolicznościach, w innej sytuacji. Zarówno kobieta jak i jej partner są  doświadczeni nowymi przeżyciami – można nawet powiedzieć, że nie są już tymi samymi osobami. Z dystansem podchodzę do pomysłów, by dziecko urodzone po stracie otrzymywało imię zmarłego dziecka lub przeznaczone dziecku, które się nie narodziło. To tak, jakby rodzice zadecydowali o roli dziecka w ich życiu, nadali mu znaczenie „zapełnij ten ból, który przeżyliśmy, to twoje zadanie”. Taki mechanizm raczej funkcjonuje w procesach nieświadomych, które kierują naszym zachowaniem, emocjami i postawą wobec dziecka. Nadanie dziecku roli „wypełniacza pustki” i „pocieszyciela” może być dla dziecka krzywdzące i prowadzić do zaburzeń przywiązania – na późniejszych etapach rozwoju takie dziecko wchodzi w rolę opiekuna swoich rodziców i może mieć problem z samodzielnością i wzięciem odpowiedzialności za swoje życie.

Dziecko urodzone po stracie zapowiada nowy rozdział w Twoim życiu. Przygotuj się na doświadczenie. Zacznij jak zwykle od emocji. Jeśli już zatrzymałaś się przez chwilę na uczuciach, które towarzyszyły Ci, gdy dowiedziałaś się o kolejnej ciąży, to pewnie wiesz, że odtąd towarzyszyć będzie Ci nie tylko radość, ale również strach i zamartwianie się. Może nawet poczujesz paraliż, prawdziwą niemoc, która zablokuje Twoje działania i zmusi do bezruchu. Jeśli doświadczenie straty jest Ci znane, przygotuj się na myśli i zachowania kontrolujące: sprawdzanie, czy na bieliźnie pojawia się krew, wsłuchiwanie się w swoje ciało, oczekiwanie na wczesne skurcze i ból kręgosłupa. Czasami wydaje nam się wręcz, że poronienie czy inny rodzaj straty jest nieuchronny. Nie potrafimy wtedy pozwolić sobie na radość i beztroskę. Jeszcze trudniej powiedzieć komuś o naszych obawach z obawy przed podejrzeniem, że zajście w ciążę nie przyniosło nam radości.

Jak przygotować się na przyjście na świat tęczowego dziecka? Przede wszystkim nie wypierać uczuć i nie próbować zapomnieć o przeżytych stratach. Otworzyć się na nowe, niezależnie od tego, jakie będzie. Co to znaczy? To znaczy, że masz prawo się bać i czuć niepewność. Jeśli sama uznasz to święte prawo do odczuwania trudnych emocji i ich doświadczysz z pełną świadomością, łatwiej będzie Ci przeżyć emocje przyjemne z większą częstotliwością i intensywnością. To oznacza, że pełniej przeżyjesz radość, ekscytację, przyjemność, zadowolenie… Nie wierz w to, że da się zapomnieć o smutku i beznadziei – lepiej je po prostu przeżyć. Nie zaprzeczaj, że to, co przeżywałaś odeszło w niepamięć i zniknęło – dalej jest, ale żyje w Tobie inaczej i powoduje inne emocje niż wtedy.

Spróbuj znaleźć kogoś, komu mogłabyś opowiedzieć o tym, co czujesz teraz. Znam bardzo wiele kobiet, które poroniły. To ciekawe, że dowiaduję się o nich najczęściej wtedy, gdy sama dzielę się swoim doświadczeniem – jakby właśnie to dawało przyzwolenie do uchylenia części tajemnicy o sobie. Są wśród nich oczywiście też „ciocie dobre rady”, które chociaż denerwują postawą, przekazują ważną informację – doświadczenie straty dziecka jest przeżyciem bardzo „uniwersalnym”, którego doświadczyło mnóstwo kobiet, a ich rady przemawiają za tym, że można jednocześnie nieść to przez życie i sobie z tym radzić. Porozmawiaj o tym, co czujesz  z bliską osobą. Zadbaj też o to, żeby Twoje uczucia nie zostały zbagatelizowane zdaniem „wszystko będzie dobrze”.

Poronienie

15% Na tyle szacowana jest ilość poronień ciąż, o których wiadomo, że zaistniały. Oznacza to, że w pokoju, w którym jest losowo wybranych 10 kobiet, statystycznie przynajmniej 1 poroniła. To znaczy, że jeśli spojrzysz na kobiety w Twoim otoczeniu, w rodzinie, w pracy, w parku, na ulicy, w sklepie, spotkasz je – kobiety, które poroniły.

Rzadko słyszę, żeby kobiety mówiły o poronieniu wprost. Częściej w ogóle nie przyznają się do ciąży, by nie musieć mierzyć się ze spojrzeniami pełnymi współczucia, szeptami za plecami czy oceniającym milczeniem. Strata dziecka jest jednym z najtrudniejszych, najcięższych i najbardziej traumatycznych wydarzeń w życiu kobiety. Mamy przekazane w genach „ja sobie ze wszystkim poradzę”, więc i w tej sytuacji często wybieramy samotność..

Każda śmierć wiąże się z pożegnaniem i żałobą. Matka, która doświadcza straty potrzebuje ukojenia i szacunku. Bardzo wiele zależy od personelu medycznego – to przykre, że często same musimy wręcz żądać informacji o naszym stanie. „Zostały same resztki. Ma pani prawo do zasiłku.” – to mało. Do tego ogromny ból fizyczny, skurcze macicy, ból pleców, brak tchu. Jeśli dzieje się to pierwszy raz w Twoim życiu jest nowością. Jeśli spotyka Cię kolejny raz, wiesz już więcej (co nie oznacza, że boli mniej). Chociaż nie każdy jest w stanie to zrobić, warto dać sobie szansę na pożegnanie. Taką funkcję od zawsze pełniły pogrzeby. Możemy nie być w stanie odebrać szczątek, może się też okazać, że niewiele ich jest – część tkanek może po prostu spłynąć do toalety. Nie odbierajmy sobie jednak szansy na pożegnanie, choćby symboliczne. Jeśli nie chcesz, nie musisz występować o pochówek na cmentarzu. Możesz równie dobrze zakopać kilka białych kwiatów lub powiedzieć kilka słów czy napisać list do swojego nienarodzonego dziecka. Jeśli wydaje Ci się to głupie, nie rób tego.

Żałoba to cała masa emocji. Są różnych barw i różnej intensywności. Żal, smutek, przygnębienie, rozczarowanie – to te najbardziej oczywiste. Może pojawić się też poczucie winy, a nawet ulga – szczególnie u tych kobiet, u których proces poronienia trwał długo, był bardzo bolesny bądź przebiegał w trudnych warunkach. Niektóre z nas nie dają sobie szansy na odczucie emocji i uciekają od nich albo doświadczają emocjonalnego „zamrożenia”. To podobny stan do tego, gdy nagle nadjeżdża samochód, a my zamiast odskoczyć w bok stajemy bezruchu. To pozostałość po przodkach – w ruchu drapieżnik z większą łatwością nas zauważy. W życiu ulegamy wtedy złudzeniu, że jesteśmy niewidoczni a nieprzyjemne emocje nie istnieją. Oczywiście, to tylko sprytny wybryk naszego umysłu, bo nie da się „wykasować” emocji – można je jedynie „schować” na jakiś czas i gromadzić do czasu, aż przypomną o sobie. I z pewnością nie dadzą za wygraną, a szczególnie dadzą się we znaki, gdy staniemy w obliczu podobnych trudności.

Weź też pod uwagę uczucia Twojego partnera. Jeśli jesteście blisko, on też przeżywa stratę. Może reagować inaczej niż Ty – może w ogóle nie będzie chciał o tym rozmawiać i będzie wolał zostać sam, może będziecie płakać razem. Jego strata jest podwójna, nie dość, że stracił dziecko, to jego ukochana kobieta cierpi (a nawet można powiedzieć, że straciła część siebie).

To nieprawda, że o tym zapomnisz. To nieprawda, że jak tylko dowiesz się o kolej ciąży, wszystko się zmieni i nie będziesz się bać. Poronienie jest jak tatuaż w niewidocznym miejscu. Powrócisz do względnej równowagi, będziesz się uśmiechać, rozmawiać z koleżankami, które mają dzieci i może nawet nie będziesz zwracać na ciężarne kobiety na ulicy. Świadomość, że to się wydarzyło będzie Ci już towarzyszyć przez całe życie. Za mało rozmawiamy o stracie ciąży. Nie szukamy wsparcia, same odmawiamy sobie pomocy innych. Boimy się – oceny, straty, uczuć… Wracamy do pracy, jak gdyby nigdy nic ubieramy żakiet, obcasy i maskę silnej kobiety.

Do tego niemoc, frustracja, bezsilność. I to poczucie jak z eksperymentu Schrödingera, jakby jednocześnie być w ciąży i nie być. Silne kobiety płaczą i przeżywają. Przyznają się też do tego, że nie chce im się żyć. Jesteśmy wojowniczkami, które przetrwały ból ciała i duszy, szpitalne warunki i prawdziwe trudności.

Droga Mamo, która straciłaś ciążę, masz prawdziwą moc. Cierpienie, którego doświadczyłaś jest niemal święte. Daj sobie szansę, by otrzymać pomoc. Jeśli nie czujesz się gotowa na rozmowę z bliskimi, poszukaj pomocy u psychologa. Siła to poradzenie sobie, a nie zamknięcie się w sobie i odwrócenie od świata. Jesteś wojowniczką. Czeka na Ciebie w życiu wiele radości i wiele trudnych lekcji. Otrzymałaś już jedną z tych najtrudniejszych. Tylko dając sobie czas na przeżycie tego w zgodzie ze sobą pozwoli Ci otworzyć się na to, co nowe. Tak, jak po burzy przychodzi słońce, na niebie pojawia się tęcza – w wielu odcieniach, bo to, co nowe przyniesie kolejne emocje, od tych najciemniejszych do najbardziej radosnych.

Dziecko i śmierć

Listopadowe święto zmarłych przypomina o kruchości życia. Jak rozmawiać z dziećmi o umieraniu? Czy zabierać dzieci na pogrzeby? Co mówić o śmierci?

Wielu z nas rzadko myśli o odejściu z tego świata, a jeszcze rzadziej o tym rozmawia. Trudno z resztą wyobrazić sobie, że podejmiemy się rozmów na taki temat przy śniadaniu. Odeszły czasy, kiedy zmarli leżeli w domu otoczeni świecami i modlitwą bliskich. Ciała są szybko zamykane w domach pogrzebowych, a my boimy się podejść choć popatrzeć na zmarłą osobę. Tym bardziej próbujemy chronić dzieci przed tematem śmierci, tłumacząc się tym, że będą się bały lub nie są jeszcze gotowe na tak poważne sprawy.

Tymczasem najważniejsze jest zrozumieć, że śmierć jest częścią życia. Naturalnym zakończeniem naszego rozwoju. Śmierć oznacza, że organizm osiągnął już pełnię i nie może się bardziej rozwinąć. Wszystko umiera. Tak, jak zmieniają się pory roku, przekwitają rośliny, umierają nasze ukochane zwierzęta, umierają też ludzie – rodzice, dziadkowie, rodzeństwo… Każda śmierć jest dla dziecka ogromnym przeżyciem, które trzeba uszanować i otoczyć rodzicielską uważnością.

Z dziećmi warto rozmawiać na temat śmierci. Dzięki temu są przygotowane na straty, których mogą doświadczyć w życiu i łatwiej jest im sobie z nimi poradzić. Nie ma odpowiedniego i zalecanego momentu, by takie rozmowy zacząć. Każdy rodzic zna swoje dziecko i jego stopień wrażliwości – właśnie od tego najlepiej uzależnić moment, by dać dziecku szansę na poznanie tego trudnego tematu.

Dziecko w wieku przedszkolnym, które mówi i zaczyna rozumieć otaczający go świat nie jest w stanie zrozumieć zjawiska, jakim jest śmierć. Nie rozumie jej nieodwracalności i ostateczności. Dlatego po śmierci bliskiej osoby będzie zadawać pytania o jej powrót i brak obecności. Takie dziecko jest w stanie zmierzyć się ze szczerą odpowiedzią dorosłego. Szczerą to znaczy prawdziwą, ale subtelną. Zamiast mówić dziecku, że „dziadek zasnął i już się nie obudzi”, mówimy, że „dziadek umarł, bardzo chorował i już go nie ma z nami”. Możemy dodać, że już jest w Niebie, albo teraz stał się najjaśniejszą gwiazdą na niebie i chroni ukochane osoby. Mówimy szczerze, że już nas nie odwiedzi, ale wiemy od niego, że bardzo nas kocha. Unikajmy kojarzenia śmierci ze snem. To najczęstszy błąd popełniany przez rodziców, którzy chcą „załagodzić” śmierć. Efekt tej retoryki jest taki, że dzieci po prostu boją się zasypiać.

Każda śmierć jest dla dziecka bolesną stratą. To, co może nas szokować, to fakt, że śmierć zwierzątka lub odebranie czegoś cennego może przeżywać z równym bólem, co śmierć bliskiej osoby. Dla nas dorosłych może to być zadziwiające i niedorzeczne. Dla dziecka jest to po prostu strata więc intensywność przeżywanych uczuć może być podobna. Nie możemy wtedy dziecku mówić, że „to tylko chomik, kupię Ci nowego”, czy „przestań płakać, nie warto za tym tak rozpaczać”. Tymi słowami umniejszamy uczucia dziecka i dajemy do mu do zrozumienia, że jego sposób przeżywania straty nie jest właściwy. A przecież każda śmierć, strata czy rozstanie potrzebują żałoby, której częścią jest przeżywanie całej palety różnych uczuć, które nawet mogą się wydawać ze sobą sprzeczne. Dzieci mogą przecież czuć jednocześnie żal, złość, tęsknotę, rozczarowanie, bezsilność, a nawet ulgę. Kluczowe jest towarzyszenie dziecku w przeżywaniu tych uczuć, dawanie mu prawa do ich okazywania i… nazywanie ich. Nadanie im nazwy, narysowanie ich, wypisanie czy po prostu dokładne opowiedzenie o nich pomaga w efektywnym radzeniu sobie z nimi.

Dziecku trzeba pozwolić się pożegnać. Niezależnie od tego, czy umiera ukochana bliska osoba czy zwierzątko, doświadczenie straty oznacza zmianę w życiu dziecka. Aby ta zmiana była łagodnym przejściem, a nie traumą, potrzeba odpowiedniego pożegnania. To oznacza, że jeśli to możliwe, dziecko powinno pożegnać się z umierającą osobą. To również przyzwolenie na to, by dziecko uczestniczyło w pogrzebie (bo przecież czym jest pogrzeb, jeśli nie ostatnim pożegnaniem?). Nie ma granicy wieku, od której dzieci mogą uczestniczyć w pogrzebach. Wiadomo, że niemowlę czy dwulatek na pogrzebie nie będzie uczestniczyć w obrzędzie pożegnania, ale już pięciolatek, który miał kontakt z osobą zmarłą może (przynajmniej w części) uczestniczyć w uroczystości. Oczywiście wymaga to od rodzica odpowiedniej postawy, otwartości do odpowiedzi na pytania dziecka i zaopiekowania się nim w kryzysowych momentach. To niełatwe zadania, bo przecież rodzic uczestniczący w pogrzebie sam przeżywa mnóstwo uczuć i też musi poradzić sobie ze stratą. Dziecko obserwując rodzica, nabywa również wzorców radzenia sobie z trudnością. Jeśli rodzic „dusi” wszystko w sobie i nie pozwala sobie uronić łzy a emocje smutku rozładowuje np. zamieniając ją w złość i grając na komputerze przez całą noc, nie oczekujmy, że dziecko będzie umiało w bezpieczny i efektywny sposób radzić sobie ze stratą. Oczywiście nie zanosimy się płaczem przy dziecku, pamiętamy, że lamentująca mama to dla dziecka koniec świata. Nie ma jednak nic złego w tym, gdy dziecko zauważy łzy, a my odpowiemy, że „jest nam bardzo smutno, bo babci nie ma wśród nas i nie będzie nas już odwiedzać, ale jak płaczemy to jest jakoś łatwiej sobie z tym poradzić”. Pożegnanie dotyczy nie tylko ludzi. Kiedy w świecie dziecka umiera zwierzątko, sprawa również wymaga odpowiedniej uwagi, a pożegnanie jest częścią rytuału odchodzenia. Oczywiście dziecko nie musi uczestniczyć w pochówku zwierzątka, może jednak pożegnać się z nim w sposób symboliczny rysując lub pisząc pożegnalny liścik. Dajmy mu też mnóstwo przestrzeni na okazanie uczuć.

Temat oswajania ze śmiercią dotyczy nie tylko dzieci przedszkolnych i wczesnoszkolnych. Również starsze dzieci i młodzież potrzebują rozmawiać na ten temat. Często odpuszczamy te rozmowy, bo wydaje nam się, że dzieci są już na tyle duże, że już rozumieją o co chodzi. Nic bardziej mylnego. Dziesięciolatek wciąż nie rozumie, że śmierć nie jest taka, jak w grze komputerowej, w której mamy kilka wcieleń i jeszcze więcej żyć (dlatego trzeba być szczególnie wrażliwym, jeśli dziecko w tym wieku wspomina o samobójstwie). Nawet jeśli dzieci szkolne i nastolatki przyjmują postawę „nie podchodź bez kija” , „nic mnie to nie obchodzi”  albo „zostaw mnie”, nie oznacza to, że rodzic ma być nieobecny w życiu swojego dziecka, które przeżywa stratę. Różnica jest taka, że to starsze dziecko nie będzie samo dopominać się uważności lub będzie robiło to w pośredni sposób (pogorszy się zachowanie w szkole albo wyniki w nauce, albo śmiertelnie pokłóci się z przyjaciółką itp.). Nie próbuj nic na siłę, nie zwołuj domowej konferencji poświęconej uczuciom domowników. Najpewniej wystarczą słowa: „zastanawiam się, jak ty masz w tej sytuacji; jak będziesz chcieć pogadać, jestem tutaj, jestem przy tobie”.

Tradycja odwiedzania cmentarzy nie tylko w Święto Zmarłych sprzyja oswajaniu z tematem umierania. Jeśli to możliwe zabierz swoje dziecko na cmentarz, pozwól zapalić mu znicz, wybierz kwiaty, które zostawicie na grobie. Włącz dzieci w przygotowania do Święta Zmarłych – możecie wspólnie posprzątać grób, przygotować wiązankę… Pozwól dziecku stanąć przy grobie i porozmawiać ze zmarłą osobą. Zapytaj, co chciałaby powiedzieć, jakie myśli i uczucia przychodzą mu do głowy. Jeśli dziecko potrzebuje więcej czasu na oswojenie się z odejściem bliskiej osoby, możesz zaproponować przygotowanie „pudełka wspomnień” albo listu/ rysunku dla zmarłego. Starsze dziecko (nastolatka) możesz zachęcić, żeby samodzielnie wybrało się na cmentarz, jeśli ma na to ochotę.

Rozmowy na temat śmierci powinny odbywać się nie tylko w kościele. Nie bój się podjąć ten temat w swoim domu. Może potrzeba do tego odwagi, a może też przemyślenia, jaki Ty masz stosunek do śmierci?

Kiedy pójść z dzieckiem do psychologa?

Niepokoi Cię zachowanie Twojego dziecka? Obserwujesz, że nie radzi sobie z emocjami albo jest po prostu nieznośne? Zastanawiasz się, czy zapisać dziecko do psychologa? Kiedy jest na to właściwa pora? O co będzie się pytał psycholog? Czy pomoże mojemu dziecku? Wiele jest pytań, które zadają sobie rodzice przed umówieniem wizyty u specjalisty.

Przychodzą różni rodzice. Czasem są zagubieni, już od progu niepewni i niezdecydowani. Wydaje się, że najchętniej uciekliby do domu i żałują swojej decyzji już od progu gabinetu. Są też zdeterminowani, głęboko poruszeni i otwarcie mówiący o swoich problemach. Najczęściej przychodzą same matki, czasem odwożone przez ojców, którzy czekają na nie w samochodzie pewni, że to nie im jest potrzebna pomoc, więc obecność też nie jest wskazania. Tym matkom najtrudniej przyznać się do kłopotów i zdjąć maskę perfekcyjnej pani domu, pod którą ukrywa się pobladła już ze strachu samotność.

Często nie przychodzą poszukać rozwiązań dla swojej rodziny, a po prostu poskarżyć się na dziecko. Wyliczają jego wady, słabe strony, przyznają się do bezsilności. Przychodzą po receptę na złoty środek lub chcą oddać dziecko do naprawy, by dokręcić śrubkę, która sprawia, że dziecięcy mechanizm działa nieprawidłowo w ich dorosłym świecie. Czują zmieszanie, gdy słyszą pytanie o mocne strony ich dziecka.

Na pierwsze spotkanie możesz przyjść bez dziecka. To niekomfortowa sytuacja, kiedy pociecha jest świadkiem narzekania na jego zachowanie do obcej osoby. Budzi to niechęć dziecka do osoby psychologa i jeszcze bardziej zaburza jego relację z rodzicami. Dostaje też ono konkretny przekaz: „nie sprawdzam się, jestem do naprawy”. Aby konsultacje psychologiczne miały sens, rodzic musi przejść długą drogę zmiany perspektywy patrzenia na trudności z dzieckiem. Podstawą tego procesu jest dostrzeżenie różnicy między „moje dziecko ma problem” a „mam problem z zachowaniem dziecka lub jego emocjami” . Widzisz tę subtelność?  Zapytaj swoje dziecko: jaki masz problem? Jestem pewna, że niezależnie od wieku odpowiedzią byłoby głównie zdziwienie i niezrozumienie pytania.

Psycholog wysłucha powodu Twojej wizyty i zada wiele pytań. Wiele z nich może Ci się wydawać absurdalnych i nie mających związku z Twoją trudnością. To pytania o przebieg ciąży, porodu, karmienie piersią, pierwsze lata życia dziecka. Takie pytania mają na celu wykluczyć organiczne przyczyny zaburzeń zachowania i emocjonalności (np. niedotlenienie ośrodkowego układu nerwowego podczas porodu), porównanie z normami rozwojowymi oraz poznanie mechanizmów tworzącej się w pierwszych lata życia więzi z opiekunem pierwotnym. Dopytujemy się więc o rodzinę, związki, relacje z ojcem dziecka i opiekunami. Jeśli któreś z pytań wydaje Ci się niepokojące, niestosowne lub przekracza Twoją granicę, nie bój się sprawdzać, po co takie pytanie w ogóle pada. Jakość Twojego kontaktu z psychologiem, jest kluczowa dla rozwiązania problemu, z którym zjawiłaś się  (zjawiłeś lub zjawiliście się) w gabinecie.

To, co sprowadza do gabinetu psychologa to nie tylko bezradność rodzica, ale przede wszystkim dobro dziecka. Pamiętaj, że nikt nie rozwija się w próżni. To, kim jesteśmy i jak się zachowujemy, zależy od relacji, w których dorastamy. Właśnie dlatego, to Ty jesteś najważniejszą osobą w gabinecie psychologa, a nie Twoje dziecko. To Twoim zadaniem jest odkryć, co kryje się za zachowaniem dziecka. Co ono powiedziałoby Ci, gdyby mogło powiedzieć absolutnie wszystko? Rodzicie przychodzą z różnymi problemami: agresją dzieci, samookaleczaniem, lękiem, nieposłuszeństwem, natrętnymi zachowaniami, „dziwnymi” myślami…  Jeśli widzisz, że Twoje dziecko nie radzi sobie z tym, co go spotyka, a Ty nie masz pomysłu, jak temu zaradzić, nie bój się szukać dla niego pomocy. Tym bardziej, jeśli dziecko jest w wieku, w którym samo przyznaje, że potrzebuje porozmawiać z kimś innym niż rodzicem – to Twój ogromny sukces wychowawczy (czasami rodzice myślą wtedy, że może zawiedli i dziecko nie ma do nich zaufania, nic bardziej błędnego; dziecko, które nie ma bezpiecznej więzi z rodzicem nie poprosi o taką pomoc). Zapisz się na konsultację psychologiczną również wtedy, gdy zauważasz, że sposób radzenia sobie z problemem dziecka stał się codziennością – np. codzienne ubieranie dziecka czy wożenie do szkoły wiąże się z krzykiem, płaczem, rzucaniem przedmiotów lub wyręczaniem dziecka w czynnościach. Nie zwlekaj z szukaniem pomocy szczególnie, gdy widzisz znaczące zmiany w zachowaniu dziecka i jego reakcjach emocjonalnych. Samookaleczenia to stary jak świat sposób radzenia sobie z trudnościami – jeśli podejrzewasz swoje dziecko, że wybrało właśnie tę metodę, to znak, że potrzebuje pomocy.

A gdyby tak, zamiast szukać recepty i cudownego lekarstwa, które odmieni dziecko, poszukać źródeł tych kłopotów? Czy jesteś gotowa (gotowy) poświęcić na to czas i zmienić siebie, by zrozumieć swoje dziecko?

Może się okazać, że Twoja pociecha będzie potrzebowała indywidualnych spotkań ze specjalistą. Nie bój się tego. Nie zawstydzi Cię ani nie umniejszy w oczach obcej osoby. Bądź wtedy w kontakcie z terapeutą – przyjmuj zaproszenie na sesje indywidualne i spotkania w obecności Twojego dziecka. Czasem rodzice obawiają się, że praca dziecka z psychologiem oznacza rozluźnienie kontaktu dziecko-rodzic. Tymczasem służy ona przede wszystkim zrozumieniu tej relacji i dopełnieniu jej o autentyczny kontakt.

Zanim zabierzesz dziecko do psychologa, spróbuj je poznać. Poznasz wtedy lepiej samą siebie.

Pierwszy dzień w przedszkolu, który trwał pół roku…

Pierwsze dni w przedszkolu lub szkole powoli za nami. Przed nami pierwsze kryzysy i rozmowy z przedszkolnymi psychologami. Czym jest kryzys adaptacyjny i jak sobie z nim poradzić?

 

Wyobraź sobie, że jesteś na urlopie. Świetnie się bawisz w jakimś przyjaznym dla Ciebie miejscu. Przebywasz z najbliższymi sobie ludźmi. Jesz to, co lubisz, czasem próbujesz nowych smaków. Jeśli masz gorszy nastrój, zjawia się przy Tobie ktoś, kto koi Twoje nerwy dźwiękiem głosu i bezpiecznym ramieniem. I tak jest codziennie, dopóki ta najbliższa osoba nie oznajmi Ci pewnego dnia: „Koniec wakacji, jutro zaczynasz inny tryb życia. Poznasz nowych ludzi, będziesz się super bawić. Idziesz do pracy”. Po czym wprowadza Cię następnego dnia do jakiegoś dużego, dziwnego budynku i oznajmia, że przyjdzie za kilka godzin. I jak się z tym czujesz?

Właśnie tak wygląda zmiana trybu życia z dziecka „domowego” na przedszkolaka. Jest ona ogromnym szokiem, a niektóre dzieci mogą potrzebować nawet pół roku, żeby przyjąć  to nowe doświadczenie. Oczywiście są również takie, które w mig „zapominają” o rodzicach  i dają się wciągnąć w wir nowego światowego życia. Dlaczego tak jest? Jak to mówimy w psychologii: to zależy. Przygotowania do życia przedszkolnego dobrze jednak zacząć dużo wcześniej (ten temat również pojawi się na blogu).

Co się więc dziwić dziecku, które dotąd spędzało 24 godziny z dorosłą osobą, najczęściej mamą, tatą i rodzeństwem, często dziadkami. Super, jeśli w jego otoczeniu pojawiały się też inne dzieci w podobnym wieku, dzięki którym mogło próbować swoich sił w tworzeniu pierwszych relacji pozarodzinnych. Jeśli jednak nie miało takich doświadczeń, skąd ma wiedzieć, że w przedszkolu może być całkiem przyjemnie? Pierwsze dni mogą być przepełnione lękiem, niepewnością, smutkiem, żalem, bezsilnością a nawet przerażeniem. Czym jest kryzys adaptacyjny? Reakcją emocjonalną, trudnym zachowaniem, które ma swoje źródło w rozstaniu z najbliższym opiekunem i próbach dostosowania się do nowych sytuacji. Płacz, tupanie nogami, krzyk, bicie pięściami, kurczowe trzymanie się mamy – to tylko te najbardziej typowe objawy kryzysu, które mogą trwać nawet kilka tygodni. Oto kilka wskazówek, jak sobie z tym poradzić.

Po pierwsze. Najważniejsze są emocje. Kryzys adaptacyjny to fantastyczny bodziec do rozwinięcia inteligencji emocjonalnej Twojego dziecka – żeby tak się stało, rodzic jest absolutnie potrzebny. Okiełznanie trudnych emocji zaczyna się od najważniejszego – zidentyfikowania emocji, nazwania jej i opisania. To Twoja rola rodzicu, żeby wprowadzić dziecko w świat radzenia sobie z emocjami – jeśli sam/ sama nie umiesz ich nazwać i zaakceptować, nie oczekuj, że Twoje dziecko będzie umiało to zrobić i poradzi sobie z wybuchem płaczu (oczywiście może nauczyć się też tłumić emocje, jeśli właśnie taką taktykę masz w domu – na pewno nie będzie dzięki temu zdrowsze).

Widzę, że płaczesz… To dlatego, że jest Ci smutno? Czy jesteś zezłoszczony? A to jest taki duży smutek czy raczej mały smuteczek? To jest duże zmartwienie czy takie malutkie? Pokaż mi!

Zaakceptuj uczucia dziecka! Nie mów: daj spokój, przecież przyjdę po ciebie; nie przesadzaj, to nic takiego, nie rycz, nie bądź beksa – to nie pomoże, a może wzbudzić wstyd i poczucie winy. Co więcej, daje dziecku komunikat, że okazywanie emocji jest słabością. Zamiast tych słów, spróbuj: jestem przy Tobie, będę o Tobie myśleć w ciągu dnia, trzymam za Ciebie kciuki, rozumiem, że jest ci trudno… Przecież tak jest w życiu, że niektóre wydarzenia są nieuniknione a zdecydowanie łatwiej jest nam sobie z nimi poradzić, jeśli bliskie osoby akceptują nasze reakcje i towarzyszą nam w ich przeżywaniu.

Skróć pożegnanie i przestrzegaj umowy z dzieckiem! Nie obiecuj! Nie oszukuj swojego dziecka, jeśli spieszysz się do pracy, powiedz mu o tym, przecież tak wyglądają codzienne życiowe sytuacje i trzeba umieć sobie z tym poradzić. Daj dziecku tę szansę. Jeśli mówisz, że przyjdziesz o 12, jak usłyszy bim bam z kościoła, nie oczekuj zrozumienia, jeśli się spóźnisz. Wytłumaczenie, że była jeszcze jakaś ważna sprawa, korek, czerwone światło i zakupy, na nic się nie przyda. Chyba, że ratowałaś świat. Możesz opowiedzieć swoją przygodę i mieć nadzieję, że staniesz się jego bohaterką 😉 Nie ograniczaj swojej wyobraźni.

Opanuj swoje emocje! Pamiętaj, że to Ty jesteś dorosła i umiesz panować nad sobą. Płacz, rozpacz i drżenie głosu zostaw sobie na rozmowę z bliską osobą o tym, co przeżyłaś rozstając się w przedszkolu z dzieckiem. Oczywiście możesz powiedzieć: wiesz, jak ja się smucę pomaga mi przytulenie się do kogoś albo do mojej ulubionej maskotki. Może spróbujemy? Jeśli mimo wszystko rozstanie z dzieckiem w przedszkolu przekracza Twoje możliwości panowania nad emocjami oddeleguj tę rolę innej osobie w rodzinie. Może tata dziecka albo dziadkowie „sprawniej przeprowadzą tę procedurę”? Zapłakana mama to dla dziecka koniec świata!

Zaufaj opiekunom w przedszkolu i przestrzegaj zasad, które obowiązują w placówce. Dziecko, które idzie do przedszkola jest gotowe do kontaktu z obcymi osobami, a każde takie spotkanie jest dla niego rozwijające. Różnorodność dzieci i opiekunów przygotowuje je na kontakty z innymi osobami. Nieufność rodziców wobec pracowników przedszkola skutkuje trudnościami dziecka w dostosowaniu się do nowej sytuacji i zasad panujących w tym miejscu. Dziecko traci wtedy poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do osób, które sprawują nad nim opiekę.

A ile zjadłeś? A co było do jedzenia? A kapcie? A spałeś? Zaufaj swojemu dziecku. Pozwól mu opowiedzieć o swoich przeżyciach w przedszkolu. Daj swojemu dziecku przestrzeń. Zamiast tych pytań, spróbuj: a co u Ciebie?

Jeśli Twoja obecność jest w przedszkolu absolutnie konieczna, stopniowo ją skracaj i modyfikuj. Obserwuj, jak reaguje Twoje dziecko. Sprawdź, czy Wy rodzicie stworzyliście bezpieczną więź z dzieckiem. Czy Twoje dziecko czuje lęk, że zostawiasz je w przedszkolu? Czy jest to lęk, że go zostawiasz i nie wrócisz?

Nie ma jednej recepty na kryzys adaptacyjny. Twoje dziecko daje Ci najwięcej informacji o sobie. Współpracuj z dzieckiem i opiekunami. Bądź otwarta na spotkanie z psychologiem w przedszkolu lub prywatnym gabinecie. I weź kilka głębokich oddechów, zarezerwuj mnóstwo czasu na wspólną zabawę, gotowanie, plac zabaw i… kilka sesji masażu w spa.